Jego dzieła znajdują się m.in. w Arboretum w Bolestraszycach, na kampusie akademickim Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie oraz w duńskim Muzeum Wikliny w Vissinggard. Są zwykle wkomponowane w przyrodę, więc podlegają tym samym co ona regułom, skutkiem czego, po jakimś czasie, po prostu przemijają... Mowa o wiklinowych rzeźbach Stanisława Dziubaka- artysty z Tarnobrzega, który wciąż zapisuje w polskiej historii sztuki swoją kartę.
Od wielu lat dokłada bowiem wszelkich starań, by wiklinę wprowadzać na salony sztuki, by pokazywać jej ogromny potencjał jako tworzywa artystycznego. On w każdym razie nie wyobraża sobie, że mógłby snuć swą artystyczną opowieść o świecie za pomocą innego niż wiklina materiału.
Miłość S. Dziubaka do wikliny była miłością od pierwszego wejrzenia. W dodatku odwzajemnioną. Bo wiklina pozwala tarnobrzeskiemu artyście na to, by zamieniał ją we wszystko, w co tylko zapragnie. I tak w szkole średniej (PLSP w Nałęczowie) była dla niego materiałem do wytwarzania koszy i mebli. Później predestynowała go do zostania projektantem w Wikliniarskiej Spółdzielni "Jedność" w Rudniku nad Sanem.
Co ciekawe, mimo upływu trzech dekad, Stanisław Dziubak do dziś odnajduje wśród rękodzieła wytwarzanego przez rudnickich plecionkarzy rzeczy, które stanowią owoc jego pracy w "Jedności". U schyłku lat 80. ubiegłego wieku dzięki pracom z wikliny zdobył tytuł artysty plastyka, a kilkanaście lat później został przyjęty w poczet Związku Polskich Artystów Plastyków. Można więc powiedzieć, że wiklina wyznacza bieg zawodowego i artystycznego życia tarnobrzeżanin.
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz