Tym zdarzeniem od ponad tygodnia żyje całe miasto. Mieszkańcy są w szoku. Nie mogą zrozumieć, jak mogło dojść do tak makabrycznego mordu. Ta zbrodnia została zaplanowana i wykonana z zimną krwią. Dzisiaj wiadomo, że sprawcy nie musieli zabijać. Gdyby tego nie zrobili, też by zarobili pieniądze, tylko mniejsze.
Ludzie mówią, że coś niedobrego dzieje się w mieście. Dopiero co zapadł wyrok w sprawie głośnego zabójstwa z maja ubiegłego roku, do którego doszło niedaleko sandomierskiej skarpy. Tam również młody mężczyzna zginął od ciosów nożem. Minęło półtora roku i znów mamy do czynienia ze zbrodnią, która szokuje jeszcze bardziej, bo została zaplanowana. Zaplanowana i dokonana na zlecenie.
***
Kończy się ulica Okrzei w Sandomierzu i zaczyna wąska ścieżka przez porośnięty trawą i krzakami niewielki wąwóz. Ścieżka stanowi skrót do ul. Kruczej i tamtejszych domków jednorodzinnych. Jest środa, 28 listopada. W rejonie miejsca, gdzie dzień wcześniej przechodzień znalazł zakrwawionego 21-letniego Grzegorza, trwają czynności policyjne; funkcjonariusze zabezpieczają teren, wykrywaczem metali szukają narzędzia zbrodni. Wiadomo, że Grzegorz zginął od trzynastu ciosów nożem. Obok przechodzą ludzie i kiwają z niedowierzaniem głowami. Jedna z kobiet, która mieszka w okolicy, nie ukrywa, że to niebezpieczny rejon. - Młodzi ludzie często wybierają sobie to miejsce na wagary, przychodzą tu, zdarza się, że piją alkohol. Czasami strach tędy chodzić, a teraz, po tym, co się stało, to ludzie kilka razy się zastanowią, czy nie wracać do domu inną drogą - mówi jedna z kobiet.
Sandomierz żyje tą zbrodnią. Tego dnia zostanie zatrzymany pierwszy z podejrzanych, 18-letni Kamil - pomysłodawca i zleceniodawca zbrodni.
Kilka godzin później wpadną kolejni, niewiele od niego starsi mężczyźni, podejrzani o zamordowanie Grzegorza. Na końcu policja zatrzyma czwartego, który pomógł im tuszować zbrodnię. Wszyscy zamieszani w to zabójstwo mają od 18 do 20 lat.
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz