- Jedziecie do domu - mówili enkawudziści wywożonym z obozów Polakom. W Ostaszkowie jeńców żegnała orkiestra, w Kozielsku dla wyższych szarż przygotowano wystawny obiad pożegnalny. Wierzyli. W ich rozumieniu świata nie mieściło się to, co ich czekało. Nie, nie byli naiwni. Po prostu przynależeli do całkowicie innej cywilizacji. Cywilizacji, w której hasła "honor", "słowo oficera", "przyzwoitość" miały normalne znaczenie.
77 lat temu NKWD wymordowało blisko 22 tysiące polskich jeńców w tym ponad 10 tys. oficerów wojska i policji. Nazwy Katyń, Piatichatki, Bykownia, Miednoje zapisały się krwawymi zgłoskami w polskiej historii.
ZDRADZIECKIE UDERZENIE
17 września 1939 r. wojska ZSRR wkroczyły na wschodnie kresy Rzeczpospolitej. Współpracujące z Niemcami zagony Armii Czerwonej dotarły aż pod Lublin, Siedlce, Przemyśl i linię Sanu. Polskie dowództwo nakazało "z Sowietami nie walczyć". Na wschodnich terenach Polski znajdowało się wiele formowanych właśnie jednostek wojskowych. Tam kierowano ewakuację rezerwistów, urzędników, policjantów. Wszyscy oni wpadli w ręce NKWD. Większość z nich "internowano". Policjanci zostali osadzeni w obozie w Ostaszkowie, oficerów kadrowych kierowano do Kozielska, kolejnym obozem był Starobielsk, gdzie zgromadzono rezerwistów i oficerów "internowanych" w rejonie Lwowa. Przez pierwsze miesiące, mimo ciężkich warunków, Polacy nie byli traktowani źle. Pisali listy do rodzin w Polsce, czekając na dalszy rozwój sytuacji.
WYTĘPIĆ ZARAZĘ
Decyzja o wymordowaniu polskich oficerów zapadła 5 marca 1940 r. Zdecydowały o niej najwyższe władze ZSRR, z Józefem Stalinem na czele. Jeńcy zostali uznani zbiorowo za winnych szpiegostwa, dywersji i kontrrewolucji. Egzekucje rozpoczęły się w kwietniu, trwały do 20 maja... (wel)
WIĘCEJ W NAJNOWSZYM WYDANIU "TYGODNIKA NADWIŚLAŃSKIEGO" LUB eTN.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz