Tarnobrzeski dworzec PKP to od lat jedno z najbardziej wstydliwych miejsc w mieście. Obskurny, brudny, pokryty nieudolnymi graffiti dosłownie odstrasza. A do tego dworcem jest tylko z nazwy - nieczynne są: poczekalnia, kasy biletowe i informacja. Wstyd tym większy, że właśnie minęła 130. rocznica doprowadzenia kolei do Tarnobrzega.
- Przywiozłem do Tarnobrzega przyjaciółkę. Niestety, coś mnie podkusiło, żeby jechać pociągiem. W sumie to miałem szczęście, że dotarliśmy w nocy i większości tego syfu nie było widać. Ale dziewczyna i tak nie za bardzo chciała wysiąść, patrząc na to, co widzi za oknem. Nie chciała uwierzyć, że to dworzec w 50-tysięcznym mieście. Dawno się takiego wstydu nie najadłem - mówi mieszkaniec Tarnobrzega.
Niestety, nie jest to opowieść odosobniona. A przecież kiedyś dworzec był jedną z piękniejszych wizytówek miasta.
Pierwsza lokomotywa oficjalnie dotarła do Tarnobrzega dokładnie 6 czerwca 1887 r. Odnotował to w swoich "Pamiętnikach włościanina" wójt Jan Słomka. Ale zapewne były inne już wcześniej, bowiem linię kolejową budowano od wiosny. Był to efekt starań właściciela Dzikowa, hr. Jana Dzierżysława Tarnowskiego. Arystokrata już jako poseł Sejmu Galicyjskiego lobbował przez kilka lat za doprowadzeniem linii kolejowej do Tarnobrzega. Gdy został marszałkiem Sejmu, sprawa nabrała przyspieszenia. Na początku 1887 r. zapadła decyzja o budowie linii kolejowej Dębica - Tarnobrzeg - Rozwadów, z odnogą do Nadbrzezia (dziś prawobrzeżnej dzielnicy Sandomierza). Prace postępowały bardzo szybko, linię wraz z dworcami i zapleczem ukończono we wrześniu. 30 października 1887 r. pierwszy pociąg oficjalnie przejechał nową trasą. Odbyło się to z wielką pompą, z udziałem oficjeli, dziennikarzy, lokalnych notabli, właścicieli ziemskich i tysięcy mieszkańców. Relację z tego bardzo ważnego dla rejonów wydarzenia zamieściła "Gazeta Lwowska"... (wel)
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz