W Zamku Tarnowskich w tarnobrzeskim Dzikowie, w gabinecie hrabiego w oczy rzuca się fortepian w orzechowym kolorze. Muzealni przewodnicy często informują, że był on własnością hrabiego Władysława Tarnowskiego, ale może jedna osoba na tysiąc wie, o kim mowa.
Postać tego niezwykle zasłużonego dla kultury człowieka jest dziś zupełnie zapomniana. A przecież 150 lat temu stawiano go na równi z najsłynniejszymi kompozytorami świata. Do tego chyba każdy Polak zna jeden z napisanych przez niego utworów.
Władysław Tarnowski był wnukiem hrabiego Jana Feliksa Tarnowskiego, pana na Dzikowie i założyciela słynnej Kolekcji Dzikowskiej. Urodził się w 1836 r. i od najmłodszych lat wykazywał olbrzymi talent muzyczny. Wcześnie osierocony przez matkę, wychowywany przez guwernera, bratnią duszę znalazł w miejscowym organiście, który nauczył go czytać nuty. Chłopiec potrafił zagrać na fortepianie wszystko, co usłyszał. Zaczął też bawić się w kompozycje.
OCZAROWAŁ CHOPINA
Póki Władysław był dzieckiem, jego talent muzyczny traktowany był przez rodzinę jako coś, czym warto się pochwalić. Chłopiec został nawet przedstawiony Chopinowi, na którym zrobił wielkie wrażenie. Jednak w miarę jak dorastał, wyjątkowa wrażliwość i zainteresowanie muzyką i poezją zaczęły zawadzać, bowiem ojciec chłopca, Walerian Tarnowski, nie odziedziczył po rodzicach szacunku dla sztuki.
Niechęć ojca i jego nowej żony do pasji młodego człowieka równoważyła w pewnym sensie znajomość z rodziną Grottgerów. W ich domu panowała artystyczna atmosfera, a niemalże rówieśnik Władysława, Artur Grottger, późniejszy słynny malarz, stał się przyjacielem na całe życie... (wel)
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz