Zamknij

Gehenna z awanturnikiem

09:27, 03.12.2014 TN Aktualizacja: 09:35, 03.12.2014
Skomentuj

Czy kogoś, u kogo stwierdzono chorobę psychiczną i kto nastawał na czyjeś życie, powinno się zwalniać z oddziału psychiatrycznego? Jak zapewnić bezpieczeństwo osobie narażonej na agresję ze strony chorego psychicznie?

Halina  i  Jerzy  z  Sandomierza  (imiona zostały zmienione) przeżyli ze sobą nieco ponad 30 lat, spłodzili trzech, dziś już dorosłych, synów, a dzięki pracy i inicjatywie dorobili się sporego - jak na nasze warunki - majątku, którego wykładnikiem był duży, wygodny  dom,  drogi  samochód,  dostatni tryb  życia  oraz  coraz  bujniej  rozwijający się interes.

Niestety, także w ich przypadku potwierdziła się stara prawda, iż szczęścia nie  mierzy  się  pieniędzmi.  Nagle  tąpnęło i  prosta  droga  zmieniła  się  w  równię  pochyłą. Przede wszystkim dla Jerzego, który zaczął  solidnie  popijać,  a  będąc  w  stanie nietrzeźwym, rozstawiał rodzinę po kątach. Wcześniej  także  nie  wylewał  za  kołnierz, ale zdarzało się to rzadko i nie wywoływało gwałtownych skutków. Z czasem - złośliwi twierdzą,  że  z  przyrostem  dóbr  materialnych - pił coraz bardziej, aby w końcu dojrzeć do statusu alkoholika.

Życzliwi usprawiedliwiają go, że nie wytrzymał psychicznego stresu i zapłacił biznesowe frycowe. Tak  czy  inaczej,  do  zamożnej  willi  coraz  częściej  wzywano  policję,  a  sąsiedzi stali się świadkami coraz gwałtowniejszych awantur.  Widząc  psychiczną  degradację Jerzego,  znajomi  namawiali  go  do  podjęcia  leczenia  odwykowego,  ale  on  rady  te bagatelizował. Wpadał coraz głębiej, coraz bardziej uprzykrzał życie rodzinie. Po odejściu synów w domu pozostała jedynie żona, więc całe pijackie odium skupiło się na niej. Powodem  najczęściej  była  patologiczna wręcz  zazdrość  Jerzego,  który  w  każdym mężczyźnie upatrywał kochanka żony. Wystarczyło,  by  z  kimś  zamieniła  parę  słów, a ten ktoś trafiał na listę wrogów.

Rychło koło niego zrobiło się pusto. Przy boku pozostali  jedynie  ci,  dla  których  magnesem była łatwa butelka. Sprawę pogarszała całkowita bezradność organów ścigania. Przez jakiś czas Halina starała się wyrwać męża z butelkowej pułapki, ale kiedy kilkuletnie zabiegi nie przyniosły skutku, spasowała i wniosła sprawę rozwodową. Dowody były tak jednoznaczne, że w kwietniu 2012 roku, kielecki Sąd Okręgowy sprawę załatwił niemal podczas jednego posiedzenia. Jak można się było spodziewać, rozwód niczego  nie  załatwił.

Przede  wszystkim nie  obniżył  alkoholowych  ciągot  Jerzego oraz jego wrogiego stosunku do byłej żony. Tym bardziej że był to rozwód typowo polski  -  byli  małżonkowie  w  dalszym  ciągu mieszkają  w  jednym  domu  i  są  na  siebie skazani. Co prawda w wyroku sąd rozporządził o sposobie korzystania ze wspólnego domu i nakazał Jerzemu przenieść się do lokalu na poddaszu, ale Jerzy wyrok olewa. A  najgorsze,  że  olewanie  wyroku  zbiegło się z wlewaniem w siebie coraz większych dawek alkoholu i wzrostem agresji wobec byłej  już  małżonki.

Rozwód  nie  tylko  nie zmniejszył  liczby  policyjnych  interwencji, ale  wręcz  je  zwiększył.  Awantury  stawały się coraz częstsze i gwałtowniejsze, a i bicie Haliny przychodziło Jerzemu coraz łatwiej. W  końcu  postanowiła  położyć  temu  kres i po kolejnych sadystycznych wyczynach byłego męża, poddała się oględzinom lekarskim. W zaświadczeniach lekarz skrupulatnie opisał wszystkie zasinienia, podbiegnięcia krwawe oraz ślady kopnięć i uderzeń. W tym także głowy, bowiem Jerzy bardzo lubił chwytać Halinę za włosy i uderzać jej głową w ścianę, którą to czynność nazywał "uczeniem  rozumu".  Bezsporne  dowody pobudziły  wreszcie  organa  ścigania,  które  zdecydowały  o  wszczęciu  postępowania, a następnie skierowaniu do sądu aktu oskarżenia.

Efektem  była  sprawa  karna, zakończona wyrokiem skazującym Jerzego na  karę  8  miesięcy  pozbawienia  wolności z zawieszeniem na 2 lata. O stosunku Jerzego do sądu i wyroku najlepiej świadczy fakt, iż  tego  samego  dnia  wywołał  gwałtowną awanturę, zakończoną interwencją policji. W kolejnych tygodniach Jerzy zaczął się zachowywać na tyle nietypowo, że wywołało  to  podejrzenie  zaburzeń  psychicznych. Niepokojąco brzmiały też jego groźby pozbawienia Haliny życia oraz coraz dziwaczniejsze sposoby dokuczania jej. Standardem stało się wyrzucanie z szaf jej odzieży i robienie  z  niej  piramidy  na  środku  salonu, wyrzucanie kosmetyków na ulicę - bo dba o  siebie  dla  kochasiów  -  oraz  stosowanie wielu innych, wyrafinowanych złośliwości.

Z upodobaniem opisywał też sposoby pozbawienia życia byłej żony i jej rzekomych kochanków. W tej sytuacji trudno się dziwić obawom Haliny, które rychło objawiły się bezsennością, brakiem apetytu oraz innymi symptomami nerwicy. (...)

Jan Adam Borzęcki

Więcej w papierowym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%