Zamknij

Jak "Malutki" z Wehrmachtu uciekł

08:54, 25.12.2013 TN
Skomentuj

To było zupełnie niezwykłe zdarzenie. Latem 1944 roku, tuż przed rozpoczęciem Akcji "Burza", do legendarnego oddziału "Jędrusie" zgłosił się nowy ochotnik. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że człowiek ten był Niemcem, który wcześniej nosił mundur sił zbrojnych III Rzeszy. Nazywał się MANFRED ZÄNKER (na zdjęciu), a w partyzantce przyjął pseudonim "Malutki.

Pamiętam go dobrze. Jeszcze nie tak dawno pojawiał się regularnie na różnych kombatanckich  spotkaniach  i  uroczystościach. Nosił  już  wtedy  charakterystyczną  długą brodę,  wcześniej  zaś  tylko  śmieszny  wąsik à la Salvador Dali - jak określił to trafnie w swojej książce o Manfredzie Maciej Zarębski, znany regionalista i współzałożyciel Staszowskiego  Towarzystwa  Kulturalnego.

Gdyby żył, w lutym świętowałby 90. urodziny. Nie doczekał. Zmarł 16 września 2007 roku po  długiej  chorobie.  Na  swoim  grobie  kazał umieścić wielkanocnego baranka i napis "Wesołego Alleluja"! - po polsku. Był nim zawsze, i mocno to podkreślał.

Paradoksalnie  jego  dzieciństwo  i  młodość  przypadły  na  czas  i  miejsce,  gdzie taka postawa była szalenie nieprzystająca do rzeczywistości. Mimo to udało mu się zachować  wierność  przekonaniom.  Nie zdołał uniknąć wcielenia do hitlerowskiej armii, ale wymyślał cuda, by uniknąć walki i strzelania do innych. Nawet wtedy, gdy już przystał do "Jędrusiów" i brał udział w wielu ich bojowych akcjach, nikogo nawet nie zranił, i wielokrotnie mówił o tym z prawdziwą dumą.

Manfred urodził się w Budziszynie. Był jedynakiem. Jego ojciec, Oswin, handlował tekstyliami, matka zajmowała się domem. W 1938 roku jako czternastolatek znalazł się w szeregach Hitlerjugend. W nazistowskich  Niemczech  dla  młodych  chłopaków alternatywy  właściwie  nie  było.  Tyle  że Zänker  junior  już  wtedy  czuł  awersję  do nazistowskiej ideologii, i ta niechęć miała mu pozostać już na zawsze.

Gdy  w  1942  roku  dostał  wezwanie  do hufca  pracy,  podjął  karkołomną  próbę ucieczki  do  Szwajcarii,  gdzie  zamierzał poprosić o azyl. Pociągiem dotarł do Bregencji nad Jeziorem Bodeńskim, a stamtąd do Feldkirch, tuż przy granicy austriacko-szwajcarskiej. Kiedy próbował ją potajemnie przekroczyć, został zatrzymany i osadzony w więzieniu. Trzy miesiące później stanął  przed  sądem.   Zmyślił  fantastyczną historyjkę o tym, jak to chciał dotrzeć do  feldmarszałka  Rommla,  żeby  walczyć w  Afrika  Korps.  Nie  wiadomo,  czy  sąd uwierzył w jego opowieść, ale faktem jest, że wyrok dostał symboliczny. Niemal zaraz po rozprawie wyszedł z aresztu i skierowany został do hufców pracy we Frauenstein pod Dreznem. (...)

Rafał Staszewski

Więcej w papierowym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%