Zamknij

Łatwopalna nienawiść

10:17, 11.12.2013 TN Aktualizacja: 10:32, 11.12.2013
Skomentuj

Zapadł wyrok w głośnym procesie o podpalenie w Sandomierzu. Oskarżony o usiłowanie zabójstwa synowej Tadeusz P. spędzi w więzieniu 15 lat. Ponieważ o sprawie tej pisaliśmy na bieżąco, poprzestanę na lakonicznym przypomnieniu faktów. Katarzyna i Krzysztof pobrali się w 1995 r. Małżeństwo zamieszkało z rodzicami Krzysztofa,  który  wraz  z  ojcem  wybudował  nowy dwupokoleniowy  dom.

 Młodzi  zamieszkali na pierwszym piętrze, a teściowie zajmowali parter. Znający sytuację twierdzą, że rodzinne stosunki były dobre, czego dowodem fakt przepisania na Krzysztofa majątku. Pierwszym  aktem  rodzinnej  tragedii była  śmierć  Krzysztofa,  który  w  2011  r. zginął  w  wypadku  motocyklowym.  Zdarzenie  to  całkowicie  odmieniło  stosunek teścia do synowej, którą zaczął traktować jak złodziejkę majątku. A wszystko dlatego, że przepisanie majątku na Krzysztofa pozbawiało  rodziców  prawa  do  spadku, który  zgodnie  z  prawem  przypadał  wdowie i dzieciom zmarłego.

A ponieważ teść z  taką sytuacją  nie  mógł  się  pogodzić, co  rusz  dochodziło  do  scysji.  Właściwie o wszystko, bowiem Tadeusz P. uzurpował sobie  prawo  do  decydowania  o  każdym wycinku życia synowej. Żądał nawet rozliczania utargu z jej zakładu fryzjerskiego argumentując, iż funkcjonuje on w budynku będącym jego własnością.

Ponieważ Katarzyna  nie  chciała  się  podporządkować woli  teścia,  ciśnienie  niechęci  wzrastało, aż w końcu doszło do tragedii. Kiedy 19 marca 2012 r. kobieta wróciła z pracy do domu, czekający na nią w garażu teść oblał ją benzyną i podpalił, a próbującą uciec przewrócił i usiłował dusić. Z pomocą przyszedł  jej  przypadkowy  przechodzień, który po uwolnieniu Katarzyny wezwał pogotowie i policję.

Makabryczny czyn teścia Katarzyna przypłaciła oparzeniem niemal połowy powierzchni  ciała  i  niewyobrażalnym  cierpieniem. Chcąc oszczędzić jej okrutnego bólu, lekarze dwa miesiące utrzymywali kobietę w śpiączce farmakologicznej. Kilka razy była na granicy śmierci, ale w końcu wszystko przetrzymała.

 Nie  mniejszy  wysiłek  musiała włożyć  w  zaakceptowanie  samej siebie, bowiem po głębokich  oparzeniach  pozostały szpecące blizny, skutkiem czego  w  jej  nowej  twarzy  trudno dziś doszukać się wcześniejszej urody.  Najważniejsze  jednak, że żyje. Tym bardziej że ma dla kogo, bo synowie jej potrzebują.

Ponieważ  postępowanie jednoznacznie  wykazało,  że Tadeusz  P.  z  premedytacją dopuścił  się  zamachu  na  synową,  prokurator  postawił mu  zarzut  usiłowania  jej  zabójstwa i z aktem oskarżenia skierował  sprawę  do  kieleckiego Sądu Okręgowego, który na jej osądzenie poświęcił około  roku.  Mimo  całkiem jednoznacznych  dowodów, Tadeusz P. nie przyznał się do winy,  twierdząc,  że  wszystko to  było  nieszczęśliwym  wypadkiem, a może nawet chęcią wpakowania go  w  tarapaty.

A  przecież  w  chwili  grozy usiłował ratować synową, która dziś odpłaca mu czarną niewdzięcznością. (...)

Jan Adam Borzęcki

Więcej w papierowym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%