Kiedy wydawało się, że dalsza walka nie ma sensu i nie wolno już narażać życia podkomendnych, rozwiązał oddział, zakopał broń i wrócił do życia w cywilu. Do działalności konspiracyjnej powrócił wiosną 1945 roku, kiedy funkcjonariusze UB zamordowali jego żonę.
W końcu lat 50. ubiegłego wieku, przebywającemu w Jarosławiu młodemu dziennikarzowi "Nowin Rzeszowskich" wskazano pewien sklep należący do spółdzielni "Społem". Z informacją, że mężczyzna, który tam pracuje, to właśnie ten słynny bandyta z NSZ - "Ojciec Jan", major Franciszek Przysiężniak (na zdjęciu)
Tę opowieść usłyszałem w 1994 r. Było wtedy głośno o żołnierzach AK i Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW) z Zasania, którzy brali udział w słynnej bitwie na Porytowym Wzgórzu. Wielkie uroczystości z okazji 50. rocznicy bitwy ściągnęły pod Janów Lubelski dawnych partyzantów i gości niemal z całej Polski (wziął w nich udział również ówczesny marszałek Sejmu Józef Oleksy).
Niektórzy z dawnych "leśnych", co zresztą młodsi uczestnicy obchodów rocznicowych przyjęli z pewnym zdziwieniem, po raz pierwszy głośno mówili o swojej przeszłości. Nie dlatego, że jej się wstydzili. Powodem były ich powojenne losy, które nie zamknęły się wejściem na Lubelszczyznę w lipcu 1944 roku wojsk sowieckich i powstaniem rządu lubelskiego. Zmuszeni często dramatycznymi okolicznościami, walczyli dalej.
Wielu okupiło tę walkę więzieniem i ciągnącymi się przez długie lata szykanami. W 1994 roku nikt jeszcze nie posługiwał się terminem "żołnierze wyklęci". W tamtym czasie partyzanci z niepodległościowego podziemia dopiero zaczynali wierzyć, że imię niejednego z nich zostanie przywrócone historii, choć nie podejrzewali, że państwowe wydawnictwa będą publikować naukowe rozprawy o WiN, NOW i NSZ.
Dlatego po wspomnienia żołnierza zgrupowania "Ojca Jana", Stanisława Puchalskiego z Niska, które przygotowało do druku nasze Wydawnictwo Samorządowe, ustawiła się na Porytowym Wzgórzu długa kolejka.
Tom wspomnień nosił tytuł "Partyzanci Ojca Jana". Ich bohater, Franciszek Przysiężniak, był przedwojennym porucznikiem rezerwy artylerii. Brał udział w kampanii wrześniowej. Pod koniec września 1939 r. pod Tomaszowem Lubelskim dostał się do niewoli niemieckiej. W kolumnie jeńców dotarł do Ostrowca Świętokrzyskiego, tam zbiegł i ukrywał się.
Pod nazwiskiem Jan Chmielewski rozpoczął działalność konspiracyjną w szeregach Komendy Obrońców Polski. Zagrożony aresztowaniem udał się w rodzinne strony pod Krasnystaw. Po nawiązaniu kontaktu z NOW otrzymał funkcję oficera organizacyjnego. W 1942 roku został aresztowany przez Niemców, zbiegł dzięki pomocy kolegów z podziemia. Nie mogąc pozostać w Krasnymstawie, na polecenie Komendanta Okręgu Lubelskiego NOW, kpt. Adama Mireckiego "Adasia" (o którego losach szeroko pisaliśmy przed rokiem w artykule pt. "Racławicki Wyklęty"), udał się w rejon lasów janowskich, z zadaniem zorganizowania oddziału partyzanckiego.
Już po przybyciu do Huty Krzeszowskiej przyjął pseudonim "Ojciec Jan". W leśnym schronie jego ludzie zaczęli powielać pismo "Szczerbiec". Dowodzone przez "Ojca Jana" zgrupowanie oddziałów leśnych było w czasie okupacji niemieckiej jednym z najliczniejszych, najlepiej wyposażonych i zorganizowanych oddziałów NOW, operujących w południowej części Lasów Janowskich.
Partyzanci rozpoczęli walkę - jak później wspominał mjr Przysiężniak - od "niszczenia ksiąg i rejestrów w urzędach gminnych, zasadzek na szosach, likwidacji małych patroli niemieckich i ukraińskich oraz upominanie granatowej policji". W latach 1943-1944 partyzanci "Ojca Jana" stoczyli z Niemcami wiele potyczek i bitew, m.in. pod Ujściem i Dąbrowicą.
Jedną z najbardziej znanych była bitwa na Porytowym Wzgórzu, w której oddziałami "Ojca Jana" dowodził zastępca dowódcy Bolesław Usow ps. "Konar". Ludzie "Jana" odegrali istotną rolę w wyprowadzeniu z niemieckiej obławy partyzantów sowieckich. (...)
Piotr Niemiec
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
gość09:55, 27.02.2015
0 0
Teraz tez okupują Polskę tylko inni. 09:55, 27.02.2015