W tym roku minie 70 lat od autentycznych wydarzeń, które posłużyły Jerzemu Andrzejewskiemu do stworzenia jego najgłośniejszej powieści - "Popiół i diament". Kilka pokoleń polskich uczniów utwierdzano w przekonaniu, że ta książka to świadectwo epoki i genialnie uchwycony zapis kształtowania się trudnej, powojennej rzeczywistości. Dziś jest już niemal pewne, że najważniejsza szkolna lektura Peerelu powstała na zamówienie bezpieki.
Prawdopodobnie jej najwyższe kręgi dostarczyły autorowi do wykorzystania materiały ze śledztwa w sprawie wydarzeń, które rozegrały się w Ostrowcu Świętokrzyskim niedługo po przekroczeniu Wisły przez Armię Czerwoną.
Dobra książka służąca złej sprawie - to chyba jedno z najtrafniejszych stwierdzeń, jakim określono "Popiół i diament". Powieść wznawiano przeszło 30 razy. Łączny nakład szedł w miliony egzemplarzy i pewnie trudno byłoby znaleźć kogoś, kto nie zetknął się z tym tytułem.
Zbigniew Herbert jako pierwszy sugerował, że dzieło Andrzejewskiego powstało nieprzypadkowo i że pisarz otrzymał wyraźne wytyczne "z góry". Kwestie związane z powstaniem książki i wydarzeniami, które stały się jej kanwą, dokładnie przeanalizował jednak dopiero Krzysztof Kąkolewski, który na początku lat 90. odnalazł również pierwowzory głównych bohaterów "Popiołu i diamentu".
Prawdziwy Maciek Chełmicki żył wówczas jeszcze, choć dosłownie cudem uniknął śmierci z rąk komunistów. Powieść Andrzejewskiego miała wybitnie agitacyjny wydźwięk. Chodziło o to, by przekonać Polaków do porządków ustalonych w Jałcie i rzucić cień na tych, którzy nie godząc się na sowiecki ład, z bronią w ręku opierali się ludowej władzy. Autor "Popiołu i diamentu" sam opowiadał, że któregoś dnia zaprosił go do siebie Jakub Berman i podsunął pomysł na tę książkę. "Chodził nerwowo po pokoju, mówiąc, że temu krajowi grozi wojna domowa. Tylko pisarz tej miary, tego talentu może temu przeciwdziałać" - wspominał literat.
Zdaniem Krzysztofa Kąkolewskiego, jest dość prawdopodobne, że od Bermana - człowieka numer dwa w stalinowskiej Polsce, Andrzejewski trafił do okrytego niesławą zbrodniarza i sadysty, pułkownika Józefa Różańskiego - szefa departamentu śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Jego rodzonym bratem był Jerzy Borejsza, prezes Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik". Ci dwaj mieli dostarczyć pisarzowi materiał, który mógłby posłużyć do zbudowania powieściowego wątku.
Pomysł był prosty - przeciwstawić sobie dwie postaci - krystalicznie czystego przedstawiciela nowej władzy i młodego, zagubionego żołnierza Armii Krajowej (choć ta nazwa w książce nie pada), który po wykonaniu wyroku na komunistycznym dygnitarzu zaczyna przeżywać duchowe rozterki i uświadamia sobie że ideały, w które wierzył w czasie wojny i dla których bez wahania poświęcał życie, zaczynają powoli tracić swój sens.
W książce rolę wzorowego komunisty odgrywał Stefan Szczuka - syn małomiasteczkowego szewca, który dzięki ciężkiej pracy zdołał skończyć szkołę i wyjechać do Genewy, gdzie studiował chemię. Po I wojnie światowej Szczuka wrócił do kraju i wstąpił do partii komunistycznej. Ożenił się też z Marią, która stała się jego wierną towarzyszką życia. Wciąż zmieniał pracę z powodu radykalnych poglądów politycznych. W latach 30. pozostawał bez pracy, nikt nie chciał go zatrudnić. Miał też za swoje lewicowe poglądy kilka procesów i był więziony. W czasie wojny był przez dwa lata w Gross-Rosen. Jego żona Maria zginęła w obozie Ravensbrück. Szczuka głęboko przeżywał jej śmierć. Przybył do Ostrowca jako sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PPR i tam zginął z ręki Maćka Chełmickiego.
Zabójca towarzysza Szczuki, który sam również ginie w końcowej scenie powieści, był warszawiakiem. Walczył w powstaniu. Do Ostrowca przyjechał, by wykonać rozkaz swojego dowództwa. Gdy poznał tam barmankę Krysię Rozbicką, zaczął marzyć o zwyczajnym życiu, o tym, by przestać walczyć i zabijać. Posłuszny rozkazom przełożonych, wykonuje wyrok, który nie ma już znaczenia, nie zmieni politycznej rzeczywistości. Nie kieruje nim wierność idei, ani przekonanie o słuszności rozkazu. Zabija Szczukę, mimo iż człowiek, do którego strzela, jest bezbronny i kaleki.
I Szczuka i Chełmicki istnieli naprawdę. Andrzejewski pisząc "Popiół i diament" opierał się na autentycznej historii, spreparowanej jedynie mocno przez komunistyczną propagandę. Wydarzenia, które przedstawione zostały w powieści, rozegrały się w Ostrowcu Świętokrzyskim, tyle że nie w maju 1945 roku (a więc na pograniczu wojny i pokoju), a w styczniu tegoż roku.
Wnioskując choćby ze znakomicie odtworzonej przez pisarza topografii miasta, można przypuszczać, że bezpieka umożliwiła Andrzejewskiemu odwiedzenie grodu nad Kamienną i zapoznanie się z jego realiami. Prawdziwy Szczuka, który zginął w Ostrowcu 16 stycznia 1945 roku, w rzeczywistości nazywał się Jan Foremniak. Pochodził z Podszkodzia w powiecie opatowskim. Po ukończeniu w Ostrowcu czterech klas Gimnazjum im. Joachima Chreptowicza oraz szkoły rzemieślniczej pracował jako ślusarz. Już we wczesnej młodości związał się z ruchem komunistycznym. Od 1930 r. był członkiem KPP. Za udział w zabójstwie prowokatora Jana Nawrota został aresztowany 27 maja 1932 r. i wyrokiem Sądu Okręgowego w Radomiu 2 lipca 1932 r. skazany na bezterminowe ciężkie więzienie.
Trafił do Rawicza, gdzie przetrzymywani byli wówczas wszyscy późniejsi przywódcy PPR z Bierutem, Nowotką i Fiderem na czele. Szybko zwrócili oni uwagę na młodego i zapalonego ideowca, jakim był Foremniak. To przesądziło o jego dalszej "karierze". Gdy wybuchła wojna, wydostał się z więzienia w Rawiczu i wyjechał do Białegostoku. Po napaści hitlerowskiej na ZSRR w 1941 r. ewakuowano go do Kazachstanu, gdzie pracował jako majster na kolei. W połowie 1942 r. skierowany został do szkoły partyjnej w Moskwie. W maju 1943 r. został przerzucony na tyły armii niemieckiej na Ukrainę, a od wiosny 1944 r. działał na terenie Ostrowca, gdzie włączył się do pracy w PPR i AL. W stopniu kapitana był oficerem informacji w sztabie Okręgu Radom-Kielce AL i od lipca 1944 oficerem bezpieczeństwa 2 batalionu 1 Brygady AL im. Ziemi Kieleckiej.
Po wyparciu wojsk niemieckich z Ostrowca został mianowany wojewodą kieleckim, jednak przed objęciem funkcji zginął, zastrzelony w chwili, gdy wraz z kilkoma towarzyszami dokonywał napadu rabunkowego na prywatne mieszkanie. (...)
Rafał Staszewski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz