Ulanowscy flisacy są już w Tczewie. Jeżeli na końcowym odcinku wielkiego flisu Sanem i Wisłą nic niespodziewanego się nie wydarzy, za dwa dni zameldują się pod gdańskim Żurawiem. Najważniejsze, że bez szwanku pokonali najtrudniejszą przeszkodę - zaporę we Włocławku.
Jedyne, czego ulanowscy flisacy w ciągu tych 23 lat, od kiedy wznowili spławy drewna Sanem i Wisłą do Gdańska, rzeczywiście się obawiali, to przejścia tratwy przez zaporę we Włocławku. Wszystko inne - mielizny, boczne wiatry, zdradliwe rozlewiska, wąskie nurty, kłopoty ze sterowaniem, kamienne tamy, nie mówiąc o kaprysach pogody - dało się jakoś przezwyciężyć siłą fizyczną i hartem ducha. Ale nieprzyjaznego dla wodniaków dzieła człowieka, jakim jest wielka przegroda na rzece, nawet najbardziej heroiczne działania śmiałków nie są w stanie pokonać bez współpracy ze strony zapory. Jeżeli nic się nie dzieje i kanały śluzowe działają normalnie, to trzeba tylko inteligencji, wyczucia i opanowania, by nie uderzyć którąś z tafli w ściany lub inne jednostki wodne... (pn)
WIĘCEJ W NAJNOWSZYM WYDANIU "TYGODNIKA NADWIŚLAŃSKIEGO" LUB eTN.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz