Grupa przedsiębiorców prowadzących działalność w centrum Tarnobrzega jest zbulwersowana nowym rozporządzeniem prezydenta, które nakłada na nich opłaty za reklamy wystające poza obrys budynków, na których zostały zawieszone. Urzędnicy odpowiadają, że jedynie robią porządek w przepisach...
Nowe opłaty dotyczą reklam wiszących nad drogami wewnętrznymi należącymi do miasta - jak na przykład ta prowadząca z placu Bartosza Głowackiego w stronę Urzędu Miasta, przy której działa zakład zegarmistrzowski, punkt naprawy sprzętu AGD/RTV, biuro podróży czy sklepy z bielizną, torebkami i butami. Ich właściciele będą musieli płacić złotówkę dziennie za metr kwadratowy reklamy, która odstaje od ściany.
Przedsiębiorcy o interwencję w tej sprawie poprosili swojego sąsiada, zegarmistrza Leszka Ogorzałka, który zasiada w Radzie Miasta. - Komu przeszkadzają te niewielkie reklamy wiszące niemal trzy metry nad ziemią? Przecież nikt tutaj nie wystawia na chodnik potykaczy, które stają na drodze przechodniom. Zadaniem tych reklam jest jedynie umożliwienie klientom dostrzeżenia z daleka, gdzie jest sklep, którego szukają - mówi. - My nie uciekamy od opłat. Nie jesteśmy grupą ludzi, którzy buntują się i nagle mówią, że nie będą płacić jakiegoś podatku, podczas gdy sytuacja budżetu miasta jest ciężka. Ale jeśli obciąża się nas dodatkowymi opłatami, a jednocześnie obniża się czynsz dużo lepiej sytuowanej grupie zawodowej lekarzy, to coś tu jest nie tak. Oni po obniżkach będą płacić miastu po siedem czy osiem złotych za metr kwadratowy wynajmowanych lokali, a my płacimy po dwadzieścia złotych. Gdzie tu sprawiedliwość? Gdzie logika?
Jego zdaniem decyzji o wprowadzeniu nowych opłat czy też zmianie przepisów dotyczących tych już istniejących nie powinien podejmować sam prezydent, ale radni.
- Przy podejmowaniu takich decyzji powinno się patrzeć przede wszystkim na to jak sytuowane są osoby, których one dotyczą, czy stać je na dodatkowe opłaty czy nie. A tutaj na tych uliczkach mamy wielu przedstawicieli ginących zawodów, którym się nie przelewa - zegarmistrza, kaletnika, szewca czy pana, który zajmuje się naprawą telewizorów. Dziś wielu rzeczy się nie naprawia tylko od razu wymienia na nowe, ale takie usługi są potrzebne, bo nie każdego na to stać. Uważam, że właśnie przedstawiciele takich zawodów i właściciele małych sklepików powinni być wspierani przez samorząd. Lekarze zawsze sobie poradzą, a oni nie koniecznie - komentuje.
L. Ogorzałek w ubiegłym tygodniu zdjął znad swojego zakładu reklamę firmy Casio, która - jak mówi - wystawała pół metra nad chodnik. Podobnie postąpiło kilku innych przedsiębiorców. Radny zapowiada, że ten temat będzie chciał poruszyć na posiedzeniu Rady Miasta i przypomina, że poprzedni prezydent także swego czasu chciał wprowadzić podobną opłatę, ale po protestach wycofał się z tego pomysłu. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz