O tym, że tryby biurokratycznych maszyn zdecydowanie szybciej pracują w okresie przedwyborczym, wiadomo nie od dziś. Okazuje się, że w obliczu rychłego końca kadencji także radni w pośpiechu załatwiają sprawy, które wcześniej z uporem odkładali w czasie.
W połowie marca informowaliśmy, że przewodniczący tarnobrzeskiej Rady Miasta Dariusz Kołek zwrócił się do przewodniczącego miejskiej komisji techniczno-inwestycyjnej, radnego Leszka Ogorzałka, z prośbą, aby wraz z pozostałymi jej członkami (Waldemar Szwedo, Marian Kołodziej, Józef Motyka i Waldemar Stępak) odwiedził targowisko i wysłuchał uwag kupców, dotyczących konstrukcji nowych stołów. Deklaracja ta padła po tym, jak Podkarpacki Urząd Marszałkowski poinformował, że wprowadzenie zmian, które mogłyby poprawić ich funkcjonalność, nie będzie naruszeniem zasad unijnego dofinansowania przebudowy placu. Wymagają one jednak wcześniejszej akceptacji przez rzeszowskich urzędników, a sfinansować by je musiał tarnobrzeski Urząd Miasta.
Przez kolejne siedem miesięcy radni na targu się jednak nie pojawili. Ilekroć pytaliśmy o to L. Ogorzałka, odpowiadał, że czeka na ruch ze strony D. Kołka. Cierpliwość kupców powoli się kończy, ponieważ nadchodzi zima i dobrze byłoby się przenieść na zadaszone stoły. Nie chcą jednak stwarzać wrażenia, że poddali się i pogodzili z tym, że uciszono ich niespełnioną nigdy obietnicą.
Radny Leszek Ogorzałek podczas zorganizowanego pod koniec września posiedzenia Rady Miasta zapytany o niedoszłą wizytę na targowisku, odpowiedział, że dojdzie do niej... w najbliższych dniach. - Przewodniczący rady powiedział, że w przyszłym tygodniu wybierzemy się do kupców - porozmawiamy, zobaczymy w czym problem, i myślę, że go rozwiążemy - zapewnił radny.
Nie potrafił jednak sensownie wytłumaczyć, dlaczego wcześniej do tej wizyty nie doszło.
Członek komisji techniczno-inwestycyjnej, radny Józef Motyka mówił nam natomiast, że na targu bywa prywatnie i wie, że kupcy wciąż czekają na usunięcie wskazywanych przez nich trudności. O tym, że D. Kołek niebawem chce wraz z komisją odwiedzić targowisko, nie słyszał, ale zadeklarował, że jeśli do takiej wizyty dojdzie, to weźmie w niej udział. Powątpiewał jednak, aby przyniosła ona oczekiwany skutek. - Decyzje są po stronie prezydenta miasta. Nasze opinie nie zmuszą go do działania - może je wziąć pod uwagę, ale nie musi. Potrzeba dobrej woli ze strony władz miasta i przyznania, że ktoś nie dopełnił obowiązków, przez co powstał nieużyteczny twór. Skoro odpowiedzialne za nadzór nad projektem służby wojewódzkie dały zielone światło do naprawy tego, to należało z tej możliwości skorzystać, a nie iść w zaparte - komentował.
Dariusz Kołek przyznał, że zdaje sobie sprawę, że temat wciąż jest nierozwiązany i wymaga interwencji ze strony radnych. - Komisja przedstawi prezydentowi propozycje kupców. Myślę, że zostaną one przyjęte i wysłane do Urzędu Marszałkowskiego, w celu sprawdzenia, czy można dokonać sugerowanych zmian, nie naruszając zasad projektu. Obiecuję, że za kilka dni przekażę państwu (dziennikarzom - red.) te wnioski. Ten temat musi zostać zakończony - stwierdził.
Na sugestię, że sprawa powinna zostać rozwiązana dużo wcześniej, przewodniczący odpowiedział tylko: - Przepraszam wszystkich kupców, że to się tak przeciągnęło.
W środę, 1 października, radni w końcu zawitali na targowisko. Co prawda o dość dziwnej porze, bo w samo południe, kiedy część kupców już zwinęła swoje stragany i wróciła do domu. Radnych było tylko dwóch (L. Ogorzałek i D. Kołek), ale jednak. Co przyniosła ta wizyta? Mówiąc wprost - radni "Ameryki nie odkryli", usłyszeli bowiem od handlarzy dokładnie to, co można przeczytać w gazetach od mniej więcej dwóch lat.
Problemy są bowiem wciąż te same - umożliwienie kupcom podjeżdżania samochodami do nowych stołów, obniżenie ich blatów oraz przebudowa przeciekających zadaszeń. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz