Przez kilkadziesiąt lat kolej wąskotorowa była jednym z najbardziej charakterystycznych elementów krajobrazu ziemi staszowskiej, a do tego popularnym środkiem transportu i miejscem pracy dla wielu osób. Ostatni pociąg z Bogorii do Staszowa przejechał prawie ćwierć wieku temu. Potem wysłużona staszowska kolejka trafiła na śmietnik historii.
Do dziś zostało po niej niewiele namacalnych pamiątek. To co najcenniejsze wytrwale próbuje ratować dawny zawiadowca stacji w Staszowie Józef Żak, który jest prawdziwą skarbnicą wiedzy o dziejach wąskotorówki w naszym regionie. Kiedy ruch na torach definitywnie zamarł, dla kolejowej infrastruktury zaczął się czas gwałtownej destrukcji. Budynki stacyjek, które i wcześniej nie prezentowały się najlepiej, z dnia na dzień popadły w zupełną ruinę. Dziś nie ma już po nich śladu. Ocalał tylko jeden, w stolicy powiatu.
- Wszystko niszczało dosłownie w oczach - wspomina Józef Żak. - Pomyślałem, że trzeba spróbować ocalić przynajmniej małą część tej spuścizny. Pasjonat kolejki zjeździł cały rozległy teren, po którym biegły niegdyś nitki trakcji. Towarzyszył ekipom demontującym szyny i wycinał z nich co ciekawsze fragmenty, z widocznymi datami produkcji i godłami zakładów, w których powstały. Z czasem kolekcja skarbów stała się imponująca.
- Ludzie mnie znali, mieli do mnie zaufanie, toteż przekazywali mi różne ciekawe rzeczy - mówi kolejarz. - W domu nie było miejsca by to wszystko pomieścić, więc wszystko trafiło do Muzeum Ziemi Staszowskiej. Józef Żak o kolejce napisał swoją pracę magisterską. Później to, co dla jej potrzeb wyszperał, zawarł w książce, która stała się pierwszą monografią "staszowskiej ciuchci". Teraz autor pracuje nad kolejną publikacją. Przez kilka ostatnich lat znów jeździł po archiwach, przesiadywał w bibliotekach, kontaktował się z tymi, którzy wąskotorówkę znali od podszewki. Do współpracy zachęcał młodzież. W Iwaniskach udało się skrzyknąć grupę pasjonatów z gimnazjum, którzy pod kierunkiem swojej nauczycielki Elżbiety Madej zgromadzili sporo ciekawych informacji o dziejach kolei na swoim terenie.
- W nagrodę mają obiecaną wycieczkę ciuchcią Express Ponidzie - dodaje J. Żak. Nowa książka będzie nosiła tytuł "Waguny spinte, latarki wzinte". To były słowa, które, jak mówi autor, na stacjach wąskotorówki słyszało się najczęściej. Gotowa jest już okładka publikacji. Trafiło na nią zdjęcie wykonane wiele lat temu, w 1982 roku, w czasach gdy kolejka jeszcze miała się nieźle, przez naszego redakcyjnego kolegę Wacka Pintala.
Dokumentalista losów staszowskiej ciuchci chce, by jego nowa praca ukazała się w przyszłym roku. Okazja ku temu jest wyjątkowa. W 2015 roku minie dokładnie wiek od czasu powstania wąskotorówki i już teraz grupa miłośników tematu ma w planach kilka ciekawych pomysłów na zaakcentowanie niecodziennej rocznicy.
Paradoksalnie do rozwoju sieci wąskotorowej przyczyniła się wojna. Ta pierwsza. Przed 1914 rokiem na terenie całej rozległej guberni radomskiej istniała tylko jedna linia kolejowa służąca użytkowi publicznemu. Tam, gdzie pociągi nie docierały, komunikacja wyglądała jak przed wiekami - trzeba było telepać się końmi po wyboistych traktach, które po większych deszczach czy roztopach zamieniały się w błotniste, trudne do przebycia wstęgi.
"Wzmożona potrzeba dowozu wojsk i zaopatrzenia na linię frontu sprawiła, że w 1915 roku austriackie Ministerstwo Kolei Żelaznych zdecydowało o budowie dwóch nowych tras: Szczucin - Bogoria - Ostrowiec Świętokrzyski i Bogoria - Jędrzejów. Rok później oddano do użytku 18-kilometrowy odcinek Bogoria - Iwaniska. Dla zapewnienia prawidłowej eksploatacji wąskotorówki Austriacy przesiedlili na te tereny kolejarzy" - taka geneza staszowskiej wąskotorówki króluje w całej literaturze tematycznej.
Tymczasem, jak mówi Józef Żak, nie jest ona prawdziwa. - Austriacy mieli w tym obszarze swoje zasługi, ale większość pierwszej trakcji na ziemi staszowskiej to dzieło Rosjan - tłumaczy. - Sam pamiętam jak starsi ludzie opowiadali, że kolej budowali "Ruscy". Długo nie brałem tego na poważnie. Wszak przeczytałem na ten temat wszystko, co się tylko dało, i nigdzie nie było o tym ani słowa. Tymczasem okazuję się, że ci, którzy tak mówili, mieli absolutną rację. Natrafiłem niedawno na dokumenty potwierdzające to w stu procentach. Międzywojnie przyniosło dalszy rozwój kolejowej infrastruktury. W 1923 roku oddano do użytku odcinki Staszów - Rytwiany oraz Rytwiany - Sichów - Sieragi - Łubnice - Zborówek - Komorów - Rataje. Rok później kolej wąskotorową doprowadzono do Wisły. Wykorzystywano ją głównie dla potrzeb przemysłu. Jednym z poważniejszych klientów stała się cukrownia we Włostowie. Dzięki temu przy stacjach powstały punkty skupu buraków, m.in. w Łopatnie, Przyborowicach, Sztombergach, Staszowie, Rytwianach, Sichowie i Łubnicach. Kolejka z roku na rok była też coraz częściej wykorzystywana do przewożenia ludzi. (...)
Rafał Staszewski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
polonista amator00:14, 23.12.2014
0 0
Wacka Pintala? A może Wacława Pintala. Wacek to mi się kojarzy z czymś innym. 00:14, 23.12.2014