Rowerzyści mówią "dość" ignorancji i bezmyślności tarnobrzeskich urzędników. Wkrótce do sądu wpłynie pozew przeciwko tutejszemu Urzędowi Miasta, w którym STANISŁAW MAZIARZ (na zdjęciu) będzie domagać się odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu, jakiego doznał w wyniku wypadku na ścieżce rowerowej.
Nie doszłoby do tego, gdyby urzędnicy realizowali obietnice, które pisemnie złożyli kilka lat temu...
22 czerwca minionego roku pan Stanisław, jadąc na rowerze, uderzył barkiem w znak drogowy ustawiony na środku ciągu pieszo-rowerowego (pomiędzy ścieżką rowerową a chodnikiem), biegnącego wzdłuż ulicy Sienkiewicza, naprzeciwko stacji paliw Statoil. Jechał w stronę wiaduktu.
- Rowerzysta jadący przede mną ominął słup, będąc bezpośrednio przed nim, a ja nie zdążyłem. Nie widziałem go. Jadąc rowerem, nie patrzy się ciągle przed siebie. Czasem rzuci się okiem w prawo, czasem w lewo. Ja akurat w tym miejscu zauważyłem znajomego, którego nie widziałem dziesięć lat. Spojrzałem na niego i tylko kątem oka widziałem, jak osoba jadąca przede mną wykonuje balans ciałem i wymija znak, który nagle "wyrósł" na drodze - opowiada pan Stanisław. -To nie jest miejsce, w którym można się rozpędzić, bo chwilę wcześniej jest przejście dla pieszych i ścieżka skręca. Z jaką prędkością mogłem jechać? Dwunastu kilometrów na godzinę? Zderzenie ze słupkiem skończyło się złamaniem pięciu żeber, przebitym płucem i zerwaniem ścięgien w barku. Do dziś nie jestem w stanie podnieść do góry ręki. Podnoszę jedynie na wysokość twarzy, dalej już nie, bo czuję ból. Od początku byłem zdecydowany, że pozwę miasto o odszkodowanie. Czekałem jednak, aż towarzystwo ubezpieczeniowe orzecze, jaki odniosłem uszczerbek na zdrowiu. Nie mam jeszcze stosownych dokumentów, ale wiem, że jest już decyzja, bo pieniądze z tego tytułu już wpłynęły mi na konto.
Nasz rozmówca uważa, że osoby, które podpisały się pod projektem remontu ulicy Sienkiewicza, w którym kilkadziesiąt znaków drogowych ustawiono właśnie w takich miejscach, wykazały się totalnym brakiem wyobraźni i odpowiedzialności.
- Tych słupów w ogóle nie powinno tam być. Już dawno wymyślono, że znaki mogą wisieć nad ścieżką rowerową czy chodnikiem - na ramionach wykonanych z odpowiednio zagiętych rur. Skoro jednak już je tam ustawiono, to powinny być pomalowane tak, żeby były dobrze widoczne - na przykład w żółto-czarne pasy. Tymczasem są szare, a wiec mają niemal identyczną barwę jak chodnik. Poza tym wystarczy, że oślepi nas słońce i możemy nie zauważyć tego słupa. Sam znam kilkanaście osób, które miały w takich miejscach różne nieprzyjemne przygody - mówi.
O obawach naszych czytelników związanych z ustawieniem znaków drogowych na ścieżkach rowerowych i chodnikach pisaliśmy wiele razy, gdy trwał jeszcze remont ulic Sienkiewicza i Sikorskiego. Przedstawiciele władz miasta początkowo obiecywali, że zajmą się sprawą i znaki zawisną na ramionach, o których wspomina nasz rozmówca. Szybko jednak zmienili retorykę i zaczęli mówić, że nic się w tej sprawie nie da zrobić. Ponieważ wspomniane ulice zostały przebudowane dzięki unijnym pieniądzom, przez okres tak zwanej trwałości projektu (5 lat) nic nie można zmieniać.
Zdania nie zmielili nawet, gdy pisaliśmy, że w instytucji, która przyznała unijne dofinansowanie, poinformowano nas, że zmiana sposobu umocowania znaków nie będzie naruszeniem tej trwałości i nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań. Nie byłoby tego problemu i nie byłoby tych wszystkich artykułów, gdyby tarnobrzescy urzędnicy dotrzymywali słowa danego mieszkańcom miasta, a w tym przypadku rowerzystom, w 2006 roku.
W marcu tamtego roku panowie Damian Franas i Piotr Mączka napisali do ówczesnego prezydenta miasta Jana Dziubińskiego list, w którym sugerowali, jak powinny wyglądać ścieżki rowerowe, aby były jak najbardziej przyjazne dla ich użytkowników. Podpisało się pod nim także 208 innych miłośników dwóch kółek.
Czas na taki apel był odpowiedni, ponieważ akurat powstawała pierwsza w mieście ścieżka rowerowa - wzdłuż ulicy Warszawskiej. Rowerzyści postulowali przede wszystkim, aby ścieżki budowano z asfaltu, a nie z kostki brukowej (o znakach na środku ścieżek nie było mowy, bo nikt nie przewidywał, że w czyjejś głowie może zrodzić się pomysł, aby je tam ustawiać). Liczyli także na to, że urzędnicy zechcą konsultować swoje pomysły z nimi, jako "ekspertami", którzy co roku przejeżdżają na rowerach tysiące kilometrów. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
rowerzysta08:58, 25.06.2014
0 0
Gdzie jest mój wpis? 08:58, 25.06.2014