W ręce stalowowolskich prokuratorów trafiła sprawa 40-letniego ROBERTA H., funkcjonariusza Komendy Powiatowej Policji w Mielcu, który po raz kolejny dopuścił się pijackiej szarży na ulicach miasta, w którym miał stać na straży prawa. Zamiast - jako policjant wydziału kryminalnego - ścigać złoczyńców i przyczyniać się do poprawy poczucia bezpieczeństwa swoich współobywateli, sam siał swym terenowym land roverem "freelanderem" postrach.
Po raz pierwszy drastycznie złamał prawo w tegoroczną Wielką Sobotę, 30 marca, doprowadzając do kolizji na skrzyżowaniu ul. Kilińskiego i al. Ducha Świętego. Jego samochód uderzył w ogrodzenie posesji. Znajdujący się na miejscu zdarzenia nietrzeźwy funkcjonariusz nie przyznawał się jednak do kierowania pojazdem. Odmówił też wskazania osoby, która miała jakoby to robić.
Dla zapewnienia prawidłowego toku postępowania wyjaśniającego policjant został zawieszony w czynnościach. Nie na wiele się to zdało, jako że konsekwentnie i skutecznie "migał się" od uczestnictwa w postępowaniu, nie podejmował wezwań, jakie do niego kierowano z Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli, zasłaniał się zwolnieniami lekarskimi. Nie zdołano mu nawet formalnie postawić zarzutów.
Sytuacja powtórzyła się przed godz. 21 w sobotę, 16 listopada. Tym razem land rover uszkodził znaki drogowe na wysepce jezdni ul. Sienkiewicza, a następnie odjechał w dalszą podróż. U jej kresu staranował trzy samochody prawidłowo zaparkowane przy ul. Pisarka. Usiłującego zbiec z miejsca zdarzenia kierowcę zatrzymali przechodnie i przekazali w ręce wezwanego patrolu policji.
Okazało się, że to jest ten sam policjant, który jeszcze nie rozliczył się ze swego marcowego "wyczynu". Okazało się też, że jest mocno nietrzeźwy, jako że stwierdzono w jego organizmie 2 promile alkoholu. I tym razem nie przyznał się on do kierowania pojazdem. Nie wskazał też, kto w chwili zdarzenia miał jakoby prowadzić jego land rovera. Ostatecznie trafi ł do izby zatrzymań, gdzie - jak podała w swoim oficjalnym niedzielnym komunikacie mielecka KPP - "został poddany procesowi trzeźwienia". (...)
Jerzy Reszczyński
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz