Jakie szanse ma obywatel w starciu z bogatą firmą, którą stać na opłacenie projektantów, grona prawników na prowadzenie sporów i biegłych będących w stanie udowodnić jej rację? Poniższy przykład jest dowodem na to, że niewielkie. W kwietniu 2012 r. pisałem o proteście właścicieli gruntów przeciwko przedstawionemu przez Karpacką Spółkę Gazownictwa (w międzyczasie firma zmieniała nazwę na Polska Grupa Gazownictwa sp. z o.o.) projektowi przebiegu gazociągu relacji Sandomierz - Ostrowiec Świętokrzyski.
Biorąc pod uwagę fakt, iż łączna długość gazowej magistrali wynosi 57 km i przebiega przez teren sześciu gmin i trzech miast, protestów było sporo, ale zdecydowana większość protestujących uległa pod presją decyzji administracyjnych lub sądowych. Tym bardziej że lokalne władze w większości przypadków bez większego zastanowienia akceptowały podkładane im projekty. Często bez wysłuchania racji właścicieli, których krojone gazociągiem działki traciły na wartości, bo z uwagi na konieczność zachowania warunków nie nadawały się pod zabudowę lub rozbudowę.
W dodatku budowa gazociągu ma status inwestycji użyteczności publicznej, co oznacza, iż w przypadku niedogadania się, inwestor sięgać może po procedury ułatwiające poradzenie sobie z niepokornym właścicielem, występując do sądu z wnioskiem o stwierdzenie służebności przesyłu lub ubiegając się o zastosowanie tzw. specustawy, na mocy której uprawnienia inwestora przejmuje wojewoda, a do wejścia na grunt wystarczy decyzja administracyjna. W takim przypadku ewentualnych roszczeń finansowych właściciel może dochodzić na drodze sądowej. Z tym, że pozew nie wstrzymuje decyzji wejścia na grunt. Może więc zdarzyć się, że wyrok zapadnie długo po realizacji inwestycji.
Tym, którym los oszczędził podobnych przykrości, uświadomić trzeba, iż lokalizacja sieci gazociągowej nakłada na właścicieli gruntów znaczne ograniczenia związane z wydzieleniem tzw. stref bezpieczeństwa, czyli zachowaniem odległości od miejsca przebiegu rury. W przypadku budowy prowadzić to może do uniemożliwienia posadowienia budynku lub konieczności dopasowania lokalizacji tak, aby zachować wymaganą odległość. Problemy dotyczą także budowy dróg dojazdowych, a nawet nasadzeń drzew.
Poza tym właściciel musi się liczyć z koniecznością wpuszczenia na swój grunt ekip usuwających awarie lub modernizujących sieć. W sumie lokalizacja tego typu urządzeń oznacza więc istotne ograniczenie prawa własności.
O historii projektowania trasy na odcinku Kobierniki - Sandomierz powiedzmy tylko tyle, że na skutek protestów była dwukrotnie zmieniana. Ostatecznie zdecydowano, że nowy gazociąg pobiegnie wzdłuż istniejących już dwóch wcześniejszych, co uchroni inne działki przed negatywnymi skutkami. Założono bowiem, że skoro właściciele takich nieruchomości w przeszłości musieli dostosować się do warunków, nowa nitka w niczym im już nie zaszkodzi.
Okazuje się jednak, że to nie do końca tak, czego dowodem niżej opisane przypadki. Państwo Elżbieta i Andrzej Butkiewiczowie (on na zdjęciu) mieszkają w Sandomierzu przy ulicy Mickiewicza, nieco powyżej miejsca, w którym szosa rozdziela się, dając początek obwodnicy i właśnie ulicy Mickiewicza. Można powiedzieć, że z gazem są oswojeni, bo przez ich działkę, na długości około 159 metrów, przebiegają dwa wcześniejsze gazociągi zbudowane w czasach, kiedy właściciel nie miał nic do gadania. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz