Zamknij

Powązki znane i nieznane

12:06, 28.10.2015 TN
Skomentuj

Wiele lat temu na łamach "Tygodnika..." opowiadałem o sławnych postaciach związanych z naszym regionem, które spoczywają na warszawskich Starych Powązkach. Dziś, w przeddzień Wszystkich Świętych, ponownie proponuje wędrówkę po tej bodaj najpiękniejszej polskiej nekropolii. Będzie to zarazem gawęda o zmarłych mających świętokrzysko-podkarpackie konotacje. O osobach, których nazwiska często zostały już zapomniane, mimo że ich zgony i pogrzeby odnotowywały towarzyskie kroniki i stołeczna prasa.

W dobie powszechnej digitalizacji archiwów łatwo jest sięgnąć po każdy prawie tytuł i numer gazety, nawet jeśli ukazała się ona przeszło 200 lat temu. Wystarczy usiąść przed komputerem i zaopatrzyć się w odpowiednio dużą ilość czasu, by odbyć swoistą podróż do dawno minionej epoki. Wertowanie starych czasopism to ciekawa lekcja historii, a szczególnie jej kulis i całej tej bogatej otoczki, o której zwykle milczą podręczniki. Zbierając informacje do tego tekstu, czerpałem obfi cie z przepastnych zasobów bibliotek cyfrowych. Źródłem wiedzy były jednak nie tylko warszawskie gazety z XIX i początków XX wieku, ale także kilka monumentalnych dzieł poświęconych powązkowskiej nekropolii. Poczesne miejsce wśród nich zajmuje (również dostępna w internecie) praca Kazimierza Władysława Wóycickiego, który jako pierwszy, w latach 50. XIX wieku poświęcił cmentarzowi szczegółowe opracowanie.

Jeszcze w czasach Księstwa Warszawskiego pochówek tutaj uważany był powszechnie za przynoszący ujmę zmarłemu. Powązki znajdowały się wówczas w dość znacznej odległości od Warszawy, stąd też mało komu uśmiechało się posiadać grób w tej, jak mówiono, zapadłej głuszy. W pierwszych dziesięcioleciach swojego istnienia dzisiejszy panteon narodowych sław robił ponoć rzeczywiście nie najlepsze wrażenie. Znaczna odległość od miasta i słaby dozór sprawiały, że masowo grasowali tu złodzieje okradający groby. Znakomita pisarka Klementyna z Tańskich Hoffmanowa wspominała z przerażeniem o walających się tu i ówdzie zwłokach, wyciągniętych z mogił przez szukających kosztowności rabusiów. Przykościelne ogródki cmentarne w stołecznym grodzie zapełniały się jednak bardzo szybko. Brak miejsca prowadził do tego, że zmarłych, zwłaszcza ubogich, chowano byle jak, jednych na drugich. Na dłuższą metę groziło to wybuchem epidemii, stąd też zaistniała konieczność defi nitywnego rozwiązania problemu. W roku 1770 marszałek wielki koronny Stanisław Lubomirski wydał zakaz grzebania ciał w obrębie miasta. Spotkało się to z ogromnym sprzeciwem społeczeństwa. Konfederaci barscy wykorzystali ten fakt przeciwko królowi, rozgłaszając, że pozwala on na to, aby "spotwarzać religię i najświętsze uczucia narodu poprzez wyrzucanie prawych nieboszczyków-katolików za mury". Warszawiacy długo nie dawali się przekonać do nowych miejsc wiecznego spoczynku. Wieść głosi, że dopiero kiedy biskup Gabriel Wodzyński zastrzegł w testamencie, aby po śmierci jego szczątki złożono "w polu", opór wielu nieufnych został przełamany. Wodzyńskiego pochowano na nieistniejącym już dziś Cmentarzu Świętokrzyskim. Znajdował się on mniej więcej w okolicy dzisiejszego Pałacu Kultury. Wtedy były to peryferie stolicy, ale znacznie mniej odległe od centrum miasta niż Powązki. To jednak nekropolii na "odludziu" pisane było stać się najważniejszym i najbardziej prestiżowym z cmentarzy Warszawy. Miasto rosło, poszerzało granice i bardzo szybko miejsca pochówku, które tworzono na jego bliskich obrzeżach, otaczać zaczęła mieszkalna zabudowa. Przełomowym dla Powązek okazał się rok 1836, kiedy to specjalnym ukazem Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych miejscowy cmentarz stał się jedyną nekropolią w całej stolicy, na której można było grzebać zmarłych. Kończąc ten przydługi wstęp warto jeszcze przytoczyć powtarzaną w dziesiątkach źródeł historyjkę, która wiąże początki powązkowskiego cmentarza ze złośliwym żartem sąsiedzkim. Działkę pod nową nekropolię darował miastu Warszawa starosta klonowski Melchior Korwin-Szymanowski. Ten na pozór szlachetny gest w rzeczywistości miał podobno na celu dokuczenie księżnej Izabelli Czartoryskiej. Korwin-Szymanowscy toczyli wieloletni spór z familią Czartoryskich. Księżna Izabella urządziła w swoich włościach na terenie wsi Powązki wspaniały "ogród uciech wiejskich". Jego piękno opiewał m.in. wybitny poeta Stanisław Trembecki. Skutkiem decyzji starosty klonowskiego, na sąsiadujących z ogrodem księżnej łanach wyrastać zaczęły groby, co rzecz jasna musiało stanąć w jaskrawej sprzeczności z jakimikolwiek uciechami. (rs)

Więcej w papierowym wydaniu TN lub eTN.

Minolta DSC Minolta DSC

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%