Wokół słychać patetyczne słowa o ważności rodziny, trosce o dzieci i pomocy dla rodziców, ale kiedy przyjdzie co do czego, okazuje się, że to tylko czcze komunały, bo jak potrzeba pomocy, to i tak najważniejsze są pieniądze.
Zaczniemy od zaszłości. Sprawa dotyczy przedszkolaków uczęszczających do placówek poza granicami gminy, w której są zameldowane. W tym wypadku pięcioletniego Jasia, który z rodzicami mieszka w Sandomierzu. Ponieważ oboje rodzice pracują w Tarnobrzegu, zdecydowali się na umieszczenie Jasia w tarnobrzeskiej placówce. Poniekąd byli do tego zmuszeni, bo z braku żłobka w Sandomierzu, zmuszeni byli umieścić w żłobku w Tarnobrzegu dwuletniego Piotrusia. A ponieważ hurtem wygodniej jadąc do pracy, zabierali obu synów. To była zresztą konieczność, bo skoro oboje rodzice zaczynają pracę o godz. 7, a sandomierskie przedszkola otwierane są o 6.30, oddawanie Jasia do przedszkola wiązałoby się ze stałymi spóźnieniami. Plusem była także możliwość wcześniejszego odbierania malców, co oszczędzało rodzicom płacenia za przedszkolne nadgodziny.
Problem zaczął się we wrześniu ub.r., kiedy to prezydent Tarnobrzega przysłał rodzicom przykrą informację, iż wobec braku zgody sandomierskiego samorządu na przekazanie dofinansowania na ich syna, zmuszony jest wypowiedzieć Jasiowi miejsce w tarnobrzeskim przedszkolu. Bo zgodnie z przepisami prezydent ma obowiązek dofinansowania jedynie przedszkolaków z własnej gminy, a obcych powinna dofinansować gmina, na terenie której zamieszkują. Rodzice Jasia poprosili o pomoc burmistrz Sandomierza. W końcu skoro w poprzednim roku szkolnym nie miał nic przeciwko dofinansowaniu, to i teraz nie powinien. Ale tym razem stało się inaczej, bo na początku września ub. r. burmistrz Jerzy Borowski w piśmie do prezydenta odmówił podpisania stosownego porozumienia, co oznaczało odmowę współfinansowania. Po długotrwałej wymianie pism, do porozumienia ostatecznie nie doszło. Bo chociaż w ostatecznej wersji burmistrz skłonny był partycypować w kosztach do wysokości 75 proc. dofinansowania, prezydent Norbert Mastalerz domagał się pełnej kwoty. Na szczęście dla Jasia prezydent doszedł jednak do wniosku, że eksmisja przedszkolaka w trakcie roku szkolnego byłaby barbarzyństwem i pozwolił mu dotrwać do jego końca. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz