Nie ma wątpliwości, że PAWEŁ GOSPOŚ (na zdjęciu), muzyk, nauczyciel w Zespole Szkół Specjalnych w Tarnobrzegu, to człowiek nieprzeciętny. W darze od losu otrzymał nie tylko niezwykły talent muzyczny, ale także niespotykaną wrażliwość, która towarzyszy mu w pracy z chorymi dziećmi oraz w codziennym życiu.
To młody mężczyzna pełen pasji, wolontariusz, dobry przyjaciel. Pięknie pisze, i nie chodzi tu jedynie o teksty do komponowanych przez siebie piosenek. Nie odpoczywa nawet w wakacje. Od kilkunastu lat pełni rolę wychowawcy grup kolonijnych. O swej pracy, która nie ogranicza się wyłącznie do typowego odbębniania lekcji, opowiada z entuzjazmem. Nie można oprzeć się wrażeniu, że to człowiek szczęśliwy, który spełnia się w tym, co robi.
- Kiedy cofam się myślami do czasów dzieciństwa, zdaję sobie sprawę, że w zasadzie to, co przytrafiło mi się w życiu, prowadziło mnie właśnie do tego miejsca, w którym jestem teraz. Rzecz niby oczywista, a jednak uświadomienie sobie tego faktu daje mi swoiste poczucie satysfakcji płynącej z przekonania o słuszności podejmowanych decyzji i drogi, jaką wybrałem.
Jego przygoda z muzyką zaczęła się od zajęć tanecznych u Darka Chmielowca w Tarnobrzeskim Studiu Tańca i Ruchu "Fram". Paweł miał wtedy osiem lat. Myślał, że ciągnie go do tańca, ale szybko odkrył, że chodziło o coś zupełnie innego. Kiedy pewnego razu w drodze na zajęcia zgubił w autobusie strój treningowy, podjął decyzję o pożegnaniu się z "Framem" - jak się okazało, nie na zawsze, bo po latach wrócił tam jako nauczyciel śpiewu (ale to już inna historia).
Zaczął rysować. Jednak jedynym tematem jego plastycznej twórczości była klawiatura fortepianu, rysowana pospiesznie na kartce tylko po to, żeby wygrywać wyimaginowane melodie. - Chyba właśnie wtedy, po raz pierwszy, poczułem naprawdę, że przytrafiła mi się w życiu muzyka. Przytrafiła mi się na tyle mocno i z taką siłą, że nie dałem rodzicom spokoju, dopóki nie zaprowadzili mnie do szkoły muzycznej i nie stoczyli małej batalii o przyjęcie mnie do jednej z klas. Miałem wtedy zaczynać czwartą klasę publicznej szkoły podstawowej, co oznaczało, że względem szkoły muzycznej jestem trzy lata za późno. Udało się, choć łatwo nie było, bo zaliczenie dwóch klas rocznie było sporym wyzwaniem - wspomina Paweł.
Intuicja go nie zawiodła. Okazało się, że ma talent do gry ze słuchu. Co ciekawe, niemal równocześnie z rozpoczęciem nauki w szkole muzycznej, zaczął grać na organach w kościele w Zakrzowie. Dziś uważa, że była to dla niego prawdziwa szkoła emocji. Grał muzykę dla ludzi. Muzykę, która wzrusza, pokrzepia, daje nadzieję.
- Ta "szkoła" towarzyszyła mi aż do końca studiów, gdy pod naporem spraw związanych z pracą zawodową musiałem zrezygnować z bycia organistą - opowiada. - Dzięki współpracy z Kościołem zainteresowałem się działalnością Sandomierskiego Caritasu i począwszy od szóstej klasy szkoły podstawowej stałem się jego wolontariuszem.
Jako wolontariusz (zaledwie kilkunastoletni chłopak) wyjeżdżał na kolonie z dziećmi z rodzin patologicznych, z biednymi dzieciakami z Ukrainy, na obozy rehabilitacyjne z dziećmi niepełnosprawnymi umysłowo. Prowadził zajęcia dla dzieci w świetlicy terapeutycznej w Sandomierzu i z dorosłymi na Warsztatach Terapii Zajęciowej w Tarnobrzegu. Był animatorem muzycznym. Wolontariat dał początek jego pasji związanej z zawodem oligofrenopedagoga - słowo trudne, a znaczy nic innego, jak praca z niepełnosprawnymi. Szybko odkrył, jaką siłę może mieć w sobie muzyka, jak istotną rolę pełni ona w rehabilitacji dzieci dotkniętych przez los.
Gdy kończył studia na Akademii Świętokrzyskiej na kierunku edukacji artystycznej w zakresie sztuki muzycznej, wiedział już, że chce związać swe życie z pracą z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną. - Podczas rozmowy o pracę w szkole specjalnej usłyszałem od pani dyrektor słowa, które do dziś są dla mnie drogowskazem: "To nie dyrektor przyjmuje do pracy w szkole specjalnej, tylko dzieci". Kobieta ta dała mi szansę, abym zmierzył się ze swoimi możliwościami, umiejętnościami, abym udowodnił dziecku niepełnosprawnemu umysłowo, że można mi zaufać, że będziemy potrafi li bawić się i uczyć nawzajem - wspomina nasz rozmówca. (...)
Monika Stojowska
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz