Prezydent NORBERT MASTALERZ (na zdjęciu) niedawno przekonał się, że występując publicznie, lepiej czasami ugryźć się w język lub dwa razy zastanowić, zanim powie się coś, co wyrwane z kontekstu i źle zinterpretowane, może stać się plotką, która zacznie żyć własnym życiem. W świat poszła bowiem informacja, że równa się z papieżem Janem Pawłem II, chcąc być drugim Polakiem, który za życia doczeka się ulicy swojego imienia.
Historia tej informacji swój początek ma na wrześniowej sesji Rady Miasta, skąd trafiła na portal internetowy Janusza Korwina-Mikkego (i na kilka innych, m.in. prawica.net, 3obieg.pl), a następnie do dziennika "Trybuna" i w końcu na antenę najpopularniejszej stacji radiowej w kraju - RMF FM.
W powielanym w kolejnych mediach artykule czytamy, że prezydent "domaga się od radnych miejskich, by ustanowili ulicę jego imienia". Na dowód tego przytaczana jest jego wypowiedź z wrześniowej sesji Rady Miasta: "Mam prośbę do radnych Motyki i Uziela, by wystąpili z wnioskiem o to, by jedna z bocznych ulic nad Jeziorem Tarnobrzeskim była mojego imienia. Wystarczy boczna, nie musi być główna. Należy mi się, za docenienie stania tu na mównicy i przekonywania radnych, których nie da się przekonać, że za 15 lat, nieodpłatne przejecie akcji Kopalni Siarki "Machów" S.A. będzie jednym z ważniejszych wydarzeń gospodarczych w Tarnobrzegu".
Niby wszystko jasne - prezydent "odleciał". Sprawa wygląda jednak nieco inaczej, gdy posłucha się całej, prawie pięćdziesięciominutowej wypowiedzi, którą zakończyła ta zaskakująca prośba. Dyskutowano o działalności należącej od półtora roku do miasta Kopalni Siarki "Machów". N. Mastalerz mówił między innymi o tym, że przejęcie tej spółki od Skarbu Państwa za przysłowiową złotówkę, a także będące jego następstwem przekazanie miastu Jeziora Tarnobrzeskiego i terenów wokół niego, uważa za sukces zarówno samorządu, jak i swój osobisty (przypominając między innymi, że nominalna wartości akcji kopalni to około 30 milionów złotych, a rynkowa od 80 do 100).
Przekonywał, że miasta nie byłoby stać na wejście do spółki, która, według planów poprzedniej ekipy rządzącej miastem, miała zarządzać tym terenem. W końcu stwierdził, że wszyscy dookoła zazdroszczą Tarnobrzegowi jeziora, a o tym, jak ważne jest ono dla miasta, świadczy fakt, że zagospodarowanie jego okolic pojawia się wśród obietnic wyborczych wszystkich kandydatów na prezydenta.
Nazwiska radnych Józefa Motyki i Stanisława Uziela też nie pojawiają się tutaj przypadkowo. Pierwszy podczas posiedzenia rady mówił bowiem, że był przeciwnikiem przejmowania kopalni i wciąż widzi pewne zagrożenia z tym związane (gównie dotyczące odwodnienia terenów wokół zbiornika wodnego w Piasecznie). Stanisław Uziel wychwalał natomiast prezydenta za działania dotyczące kopalni i jeziora, a nawet stwierdził, że jest dumny z tego, jak się one zakończyły.
Wydaje się, że nie trzeba być specjalnie inteligentnym, żeby - składając te wszystkie "klocki" do kupy - dojść do wniosku, że N. Mastalerz chciał dość obrazowo przekazać, że stał za przedsięwzięciem, które odegra niebagatelną rolę w historii miasta i, prędzej czy później, wszyscy to zrozumieją i docenią. W jaki sposób? Ano jak stwierdził pół żartem, pół serio - na przykład nazywając kiedyś w przyszłości jego nazwiskiem jakąś uliczkę.
Okazało się jednak, że niektórzy te słowa potraktowali zupełnie serio, jako szczyt megalomanii i - w obliczu zbliżających się wyborów - postanowili wykorzystać do ośmieszenia prezydenta. Mówiąc wprost - N. Mastalerz wystawił się na strzał i go dostał. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz