To było jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w historii miasta. Na Zamku Kazimierzowskim w Sandomierzu w minioną sobotę miała miejsce prapremiera filmu BORYSA LANKOSZA "Ziarno prawdy" (reżysera m.in. głośnego "Rewersu"), według książki tegorocznego laureata "Paszportu Polityki" ZYGMUNTA MIŁOSZEWSKIEGO. Dlaczego w Sandomierzu? Bo tu dzieje się akcja książki i filmu, i tu nakręcono większość scen tej produkcji.
Sala Rycerska pękała w szwach. Zabrakło nawet dostawek. Wiele osób oglądało film na stojąco. Na stojąco oklaskiwano też po projekcji autorów i wykonawców. M.in. reżysera i pisarza (obaj byli scenarzystami filmu), operatora Łukasza Bielana oraz aktorów: Modesta Rucińskiego i Zohara Starussa oraz producentkę ze Studia Rewers Annę Drozd. Zabrakło, niestety, odtwórców głównych ról - Roberta Więckiewicza, Magdaleny Walach, Jerzego Treli, Krzysztofa Pieczyńskiego.
Projekcja filmu była dużym wyzwaniem logistycznym. Muzeum Okręgowe nie pełni na co dzień funkcji kinowej. Trzeba było sprowadzić wielki ekran i profesjonalny projektor, który, niestety, wymagał chłodzenia. Szum tego urządzenia słychać było w całej sali. Jednak to nie warunki projekcji decydowały o randze wydarzenia. Oto Sandomierz, po raz kolejny, stał się miejscem wielkiej filmowej produkcji.
- Kinematografia polubiła Sandomierz. Kręcił tu "Popioły" Andrzej Wajda i "Zygfryda" Andrzej Domalik. Nie mówiąc o telewizyjnej produkcji "Ojca Mateusza". Teraz "Ziarno prawdy". Dziękujemy wam, panowie - zwracam się do autora książki i reżysera - że możemy spojrzeć na bliskie nam miejsca przez pryzmat waszej kreatywności. Cieszymy się, że tajemnicze zakątki Sandomierza, jego historia, w której wątki wielokulturowe odgrywały znaczącą rolę, stały się inspiracją najpierw do powstania bestsellerowej powieści, a obecnie, mam nadzieję, znakomitego filmu - mówił przed projekcją burmistrz Sandomierza Marek Bronkowski.
Burmistrz się nie pomylił. Film rzeczywiście jest znakomity. Wielopiętrowa intryga, wartka akcja i zaskakujące jej zwroty wbijają w fotel. To jeden z najlepszych kryminałów, czy raczej thrillerów, w historii polskiego kina.
Nie zdradzając zbyt wiele, powiedzmy tylko, że w Sandomierzu zostaje popełniona straszliwa zbrodnia. Ciało zamordowanej kobiety, powszechnie lubianej działaczki społecznej, zostaje podrzucone nagie w miejscu publicznym, obok dawnej synagogi. Sposób, w jaki pozbawiono ją życia, przywodzi na myśl mord rytualny.
Lokalni stróże prawa, pod wodzą niedawnego gwiazdora stołecznej prokuratury, Teodora Szackiego (Robert Więckiewicz), muszą nie tylko rozwiązać zagadkę kryminalną, ale także stawić czoło rozhisteryzowanej opinii publicznej.
Obraz Sandomierza w tym filmie drastycznie odbiega od pocztówek z "Ojca Mateusza". Tu miasto jest mroczne, pełne mgieł i ciemnych zaułków. Miasto, którego mieszkańcy skrywają wiele tajemnic. Także tych o podtekście antysemickim.
- Sandomierz nie jest miejscem ani bardziej, ani mniej antysemickim niż inne miejsca w Polsce. Mam jednak wrażenie, że w naszym kraju istnieje demon ksenofobii. Dlatego, że jesteśmy narodem bardzo jednolitym, narodem "białych" katolików - mówił po projekcji autor książki Zygmunt Miłoszewski. - Sandomierz posłużył mi jako miejsce akcji tylko dlatego, że tu, w katedrze, znajduje się "ten" obraz. Nie jest to niczyją winą, poza tym świrem, który "ten" obraz, podobnie jak inne w wystroju katedry, w XVIII wieku zamówił.
Chodzi o obraz przedstawiający Żydów, którzy "dziecię aptekarskie porwawszy, krew z niego toczą na macę, potem psu dając szczątki". Wokół tego obrazu Karola de Prevot - sandomierskiego Włocha o francuskim nazwisku - od lat w Polsce toczyła się burza. Rzeczywiście, obraz przedstawia makabryczne sceny toczenia krwi z małoletnich chrześcijan. Na przykład z beczek wypełnionych od środka gwoździami wypływa krew niemowląt. Wycieczki z Izraela przyjeżdżały do Sandomierza jedynie po to, by zobaczyć tylko ten obraz jako świadectwo polskiego antysemityzmu.
W końcu biskup sandomierski Andrzej Dzięga w 2006 roku nakazał obraz zasłonić, a przed purpurową kotarą ustawić sztalugę z portretem Jana Pawła II. I taki widok widzimy w filmie "Ziarno prawdy". Od roku (to fakt) obraz nie jest już zasłonięty, a umieszczona przed nim tablica informuje, że w Polsce żadnych mordów rytualnych nie było.
Niestety, w filmie, co bardzo ważne dla fabuły, nie zobaczymy wnętrza sandomierskiej katedry. "Gra" ją kościół w Chełmnie, bo kuria biskupia w Sandomierzu nie zgodziła się na kręcenie zdjęć w katedrze. - Wydaje mi się, że wybrnęliśmy z tego kłopotu idealnie. Dla osób, które nie znają sandomierskiej katedry, złudzenie jest pełne - powiedział Borys Lankosz. - Tak naprawdę tę książkę, a w konsekwencji film, zawdzięczam rodzicom mojej bratowej, którzy mieszkają w Sandomierzu. Przyjechałem na ślub brata. Nigdy tu wcześniej nie byłem. Pochodziłem, pooglądałem, popytałem. I tak mi przyszedł do głowy pomysł na książkę - ujawnił Zygmunt Miłoszewski.
Jest on autorem popularnych kryminałów, m.in. trylogii: "Uwikłanie" (ekranizacja Jacka Bromskiego ), bardzo nieudana), "Ziarno prawdy" i "Gniew", których łącznikiem jest postać śledczego Teodora Szackiego).
Miłoszewski przyznał, że na pierwszy pokaz filmu, dla dziennikarzy, szedł z dużą tremą. Ale pierwsze recenzje są znakomite, także ze strony mediów utożsamianych z prawą stroną sceny politycznej. - Trochę mnie to martwi, bo miały być kontrowersje, wojna polsko-polska, tłumy protestujące pod kinami, a wygląda na to, że film wszystkim się podoba.(...)
Wacław Pintal
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz