W październiku minęła 75. rocznica śmierci Władysława Beliny-Prażmowskiego, uważanego powszechnie za twórcę odrodzonej kawalerii narodowej. Pierwszy ułan Rzeczypospolitej urodził się na ziemi opatowskiej i przez większość życia mocno związany był z naszym regionem.
Ruszkowiec - niewielka, położona z dala od głównych dróg wioska w gminie Sadowie. To tu 3 maja 1888 roku przyszedł na świat przyszły pułkownik, zagończyk i jeden z najbardziej zasłużonych żołnierzy II RP. Dziś próżno szukać w Ruszkowcu śladów po dworku, który u schyłku XIX wieku był domem dzierżawcy tutejszego folwarku Hipolita Prażmowskiego i jego żony Bronisławy z Dudelskich - rodziców Władysława. Jest tylko odsłonięty w 1998 roku pomnik, którym mieszkańcy miejscowości uczcili pamięć swojego najsławniejszego rodaka.
Hipolit Prażmowski był czynnym powstańcem 1863 roku. Służył pod rozkazami Dionizego Czachowskiego. Nic więc dziwnego, że wychowany w patriotycznych tradycjach Władysław, już jako młody chłopak sam zaangażował się mocno w sprawy niepodległościowe. W czasie studiów na Politechnice Lwowskiej ukończył konspiracyjną Wyższą Szkołę Oficerską Związku Strzeleckiego, a gdy Józef Piłsudski ogłosił mobilizację strzelców w Krakowie, pognał tam zaraz, prowadząc ze sobą jeszcze dwóch krajanów: Stanisława Skotnickiego - dziedzica podsandomierskiego majątku Skotniki oraz Antoniego Jabłońskiego z podopatowskiego Usarzowa.
Pierwszy został później generałem i poległ w kampanii wrześniowej. Drugi, jako 24-letni zaledwie major, zmarł od postrzału, który otrzymał w walce z bolszewikami pod Nową Sieniawką.
Opłakując bohaterskiego żołnierza, Piłsudski powiedział do jego matki: "Pani straciła syna, ja następcę". Jabłoński i Belina należeli do ulubieńców marszałka.
Kronikarze legionowych dziejów zgodnie przyznają, że tylko dwie osoby zwracały się do Piłsudskiego per "komendancie" bez dodawania z przodu formułki "obywatelu". Byli to: szef jego sztabu Kazimierz Sosnkowski i pierwszy ułan Prażmowski.
Historia odrodzonej kawalerii polskiej zaczęła się 2 sierpnia 1914 roku. Komendant wezwał wówczas Belinę i rozkazał mu zorganizować patrol zwiadowczy, który przekroczyć miał granice zaboru rosyjskiego i rozeznać rozmieszczenie sił nieprzyjaciela. Razem było ich siedmiu, w tym również Skotnicki i Jabłoński.
Przed wymarszem Piłsudski rzucił Prażmowskiemu tylko jedno zdanie: "Na 90 procent zostaniecie powieszeni, ale historia o was nie zapomni". Belina powtarzał je potem osobno każdemu, komu zaproponował przyłączenie się do oddziału. Jabłoński odpowiedział bez wahania: "Ty idziesz, ja idę", Skotnicki krzyknął tylko: "Psiakrew! Idziemy!".
Słowa komendanta Piłsudskiego okazały się prorocze - historia nie zapomniała o grupie zapaleńców. "Siódemka Beliny" stała się symbolem, ekstraklasą. W drogę wyruszyli pieszo, wrócili na koniach i stali się zalążkiem potężnej siły - kwiatu polskiego wojska. Kilkanaście dni później siedmioosobowy oddział rozrósł się do stu kilkudziesięciu jeźdźców, a z czasem przekształcił w 1. Pułk Ułanów Legionowych, zwanych popularnie od nazwiska dowódcy "Beliniakami". Prażmowski stał na jego czele od początku do końca bojowego szlaku Legionów. (...)
Rafał Staszewski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz