Ruszył proces BARBARY U. z Nowej Dęby oskarżonej o zamordowanie czteroletniego synka Bartusia. Dotychczas przesłuchani zostali świadkowie z najbliższego otoczenia kobiety. Najwięcej o oskarżonej i jej chłodnych relacjach z synkiem mówiła jej przyjaciółka.
Dzień przed zabójstwem dziecka (22 września 2013 roku) oskarżona poszła właśnie do swojej bliskiej znajomej, bo jak twierdzi była w fatalnym stanie psychicznym. Oczekiwała, że być może ona jej pomoże, podpowie, co ma zrobić.
- Zdziwiłam się, gdy Basia przyszła do mnie, zwłaszcza że od czerwca 2013 roku, czyli od momentu jej ślubu, nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Sprawiała wrażenie osoby załamanej psychicznie, kołysała się, miała otępiały wzrok. Mówiła, że wszystko ją przerasta, pytała retorycznie, dlaczego przestała brać leki? Mówiłam jej, że wszystko będzie dobrze, ale musi też iść do lekarza. Żegnając się, zapytała, czy jej wybaczę, czy będę jej w stanie wybaczyć? Pytałam, co ma na myśli, ale nie odpowiedziała - zeznawała przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu koleżanka Barbary, żona ojca chrzestnego Bartusia.
Kobieta mówiła również o wcześniejszych wydarzeniach z życia Barbary. Jakieś osiem lat temu, podczas pobytu we Włoszech trafiła ona do szpitala psychiatrycznego z powodu usiłowania samobójstwa - chciała sobie podciąć żyły.
- Gdy Bartek miał dziewięć miesięcy, Barbara trafiła ponownie na oddział psychiatryczny. Przyznała mi się wtedy, że przyłożyła mu poduszkę do twarzy, ale opamiętała się. Nie widziałam, by kiedykolwiek tuliła czy całowała chłopca, zawsze mówiła do niego podniesionym głosem. Była przesadnie pedantyczna, bardzo wyczulona na punkcie porządków- opowiadała świadek.
Kobieta wspominała także o incydencie z początku 2012 roku, kiedy to nauczycielki w przedszkolu zauważyły, że chłopiec ma siniak na policzku oraz na czole, zamaskowany pudrem. Wówczas Barbara została wezwana na rozmowę do dyrektorki placówki i przyznała, że zbiła Bartka, dlatego że zniszczył pamiątkę po jej zmarłym mężu, swoim ojcu. Kobietę ostrzeżono, że jeśli sytuacja się powtórzy, sprawa trafi na policję.
Barbara U. odmówiła składania wyjaśnień, zgodziła się jednak odpowiadać na pytania sądu. Dotąd niewzruszona, z wyrazem twarzy niezdradzającym żadnych emocji, nawet w chwili odczytywania notatek z jej przesłuchań, w których ze szczegółami opisywała, jak zabijała własne dziecko, na zeznania koleżanki zareagowała z oburzeniem.
- Nie jest prawdą, że traktowałam Bartka przedmiotowo i bardzo boli mnie, jako matkę, gdy moja koleżanka o mnie tak mówi. Gdybym go nie chciała, oddałabym go po porodzie. Ja przyszłam do niej po pomoc, byłam w złym stanie. To, co zrobiłam, jest sprawą mojego sumienia - odniosła się do zeznań znajomej Barbara U.
Pozytywnie o oskarżonej mówiła dyrektorka przedszkola, do którego chodził Bartuś. Zapamiętała go jako chłopca zawsze zadbanego, czystego, żywego. Nic, poza incydentem z siniakami, nie wskazywało na to, że Barbara ma złe zamiary wobec synka. (...)
Monika Stojowska
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz