Zamknij

Sprawiedliwość po latach

12:54, 28.01.2015 TN Aktualizacja: 13:06, 28.01.2015
Skomentuj

Jeśli bohater tego tekstu ma pretensje do opieszałości organów ścigania, to teraz może z ręką na sercu powiedzieć, że jak sąd chce, to można wydać wyrok w niespełna trzy miesiące. I to w bardzo trudnej sprawie gospodarczej.

Przedsiębiorca Wiesław  Wojtas ze  Stalowej Woli mógł w połowie stycznia 2015 r.  przeczytać  w  pisemnym  uzasadnieniu wyroku  Sądu  Okręgowego  VI  Wydział Gospodarczy w Rzeszowie, że został "podstępnie  wprowadzony  w  błąd"  zawierając umowę notarialną i składając oświadczenie woli w przedmiocie przystąpienia do spółki "Stalwo" sp. z o.o. Znaczy to, że umowa notarialna, którą podpisał w dobrej wierze ze swoimi biznesowymi partnerami, i na mocy której stracił firmę zbudowaną przez siebie od podstaw, jest nieważna. Tak jak nieważne  jest  jego  oświadczenie  woli  o  przystąpieniu do spółki, do której wniósł majątek.

Niemal dokładnie rok temu, na początku stycznia 2014 r., opublikowaliśmy materiał pt. "Od przyjaciół chroń nas...". Jego bohater Wiesław Wojtas, legendarny działacz solidarnościowego  podziemia  w  Stalowej Woli,  udekorowany  przez  Prezydenta  RP Krzyżem  Oficerskim  OOP,  opowiedział dziennikarzom  historię  swojej  likwidowanej właśnie firmy.

Zakład Ślusarsko-Mechaniczny w Stalowej Woli uruchomił w lipcu 1989 r. W garażu  obok  domu  zaczął  produkować  to, co  "dużym"  produkować  się  nie  opłacało.  Z  roku  na  rok  zwiększał  zatrudnienie i  asortyment  wyrobów.  W  końcu  zaczął oglądać się za nową siedzibą firmy i w połowie  lat  90.  kupił  przy  ul.  Przemysłowej kawałek terenu z ruiną budynku. W ciągu roku postawił dużą halę i w końcu "Zakład Produkcyjno-Usługowy  "Stalwo"  Wiesław Wojtas zaczął funkcjonować w cywilizowanych  warunkach.  Później  kosztem  ponad miliona złotych kupił i wyremontował część hali dawnego wydziału Z-2 HSW przy ul. Grabskiego. Uruchomienie nowego zakładu nastąpiło w kwietniu 2008 r. Ale wkrótce rozpoczął się kryzys i robota skończyła się dosłownie z dnia na dzień.

Po  nawiązaniu  współpracy  ze  spółką Polimex-Mostostal  S.A.  przez  krótki okres w firmie "Stalwo" nastąpiło uspokojenie  nastrojów.  Kryzys  jednak  nie ustąpił, rynek dramatycznie się skurczył, a  mniejsi  producenci  rozpoczęli  bratobójczą  walkę.

 -  W  branży  działał  efekt domina,  upadek  jednej  firmy  powodował upadek kolejnych, rosły nasze zobowiązania  - tłumaczył.

 W 2012 r. nie dostał kredytu, więc postanowił z synem swego nieżyjącego przyjaciela (właścicielem firmy, z którą kooperował i wobec której miał dług) wejść w spółkę. Powstała ona 15 listopada 2012 r. pod nazwą  "Stalwo"  sp.  o.o.  Nasz  bohater  objął w  niej  49  proc.  udziałów,  wnosząc  aportem swoje dwa zakłady oraz środki trwałe o  łącznej  wartości  3,7  mln  zł.  Był  święcie przekonany, że wnosi do niej nie tylko aktywa, ale również własne zobowiązania wobec wszystkich kontrahentów, w tym również do firmy należącej do syna przyjaciela, a teraz swojego  nowego  wspólnika.

Później  sąd w Rzeszowie stwierdził, że Wojtas "otrzymał  zapewnienie,  że  dzięki  połączeniu  sił firma  będzie  prężnie  się  rozwijać,  spłaci wszelkie  zobowiązania  oraz  zacznie  przynosić zyski". Ale tak się nie stało. Bo choć przez cztery miesiące Wojtas był prezesem "Stalwo", to jednak został odsunięty od działalności przez ludzi większościowego udziałowca. Dzisiaj  jest  przekonany,  że  pomysł  przystąpienia przez niego do spółki (i wniesienie całego swojego przedsiębiorstwa) miał na celu przejęcie dorobku jego życia.

Jak czytamy  w  31-stronicowym  uzasadnieniu wyroku SO w Rzeszowie: "Działania prokurentów zmierzały zaś do jak najszybszego ogłoszenia likwidacji spółki, aby sprzedać zakład powoda. Manipulacja długiem spółki miała doprowadzić do przekroczenia  50  proc.  kapitału  zakładowego  tylko po to, aby ogłosić upadłość "Stalwo" sp. z  o.o.

 -  Od  początku  marca  rozmawialiśmy o podziale spółki i nawet 19 kwietnia 2013 r. u notariusza podpisaliśmy wstępny podział. Niestety, był to ich dalszy podstęp, abym się nie zorientował w docelowym planie. Manipulowali długami tak, aby tylko na zadłużeniu za jeden miesiąc działalności, tj. grudzień 2012 r., zdobyć prawne podstawy do ogłoszenia likwidacji - tłumaczy dzisiaj W. Wojtas.

Wiosną  2013  r.  zdarzenia  potoczyły  się już bardzo szybko: prezesowi nie udzielono absolutorium, a większościowy udziałowiec podjął decyzję o likwidacji spółki i ustanowił jej likwidatora. W końcu W. Wojtasowi zakazano wstępu na teren firmy, którą zbudował własnymi rękami.

Wystąpił więc do  Sądu  Okręgowego  w  Rzeszowie  z  pozwem o unieważnienie aktu notarialnego, którym powołana została spółka "Stalwo". Efektem tego było ogłoszenie przez likwidatora sprzedaży obu zakładów, należących wcześniej do Wojtasa. A przy okazji - jak podkreśla - wyprzedaż mienia należącego wyłącznie do niego.

Jeśli bohater tego tekstu ma pretensje do opieszałości organów ścigania, to teraz może z ręką na sercu powiedzieć, że jak sąd chce, to można wydać wyrok w niespełna trzy miesiące. I to w bardzo trudnej sprawie gospodarczej.

Teraz, kiedy bohater tego tekstu ma już korzystny dla siebie wyrok SO w Rzeszowie będzie starał się odzyskać chociaż część majątku, który wniósł do spółki "Stalwo".

- Wraz z pozwem o unieważnienie aktu notarialnego  wystąpiłem  także  o  zabezpieczenie majątku przed sprzedażą. Sąd Okręgowy odmówił,  ale  Sąd  Apelacyjny  w  Rzeszowie uchylił orzeczenie i zabezpieczył zakłady. Ale nie maszyny. Stwierdził, że nie ma dowodów, aby weszły aportem do spółki. Zakład przy ul. Przemysłowej został sprzedany przed tym wyrokiem wspólnikowi pozwanego, a więc tylko ten przy ul. Grabskiego został zabezpieczony - poinformował nas W. Wojtas. (...)

Piotr Niemiec

Więcej w papierowym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%