Wydawało się, że w latach 80. ekipie gen. Jaruzelskiego udało się ostatecznie przekonać większość Polaków, że jakikolwiek opór społeczny nie ma sensu i czas skończyć z mrzonką o niezależnym związku zawodowym. I wtedy w Hucie "Stalowa Wola" wybuchł wielki strajk o relegalizację "Solidarności".
Mija dokładnie trzydzieści lat od wydarzeń, które szef "Solidarności" w latach 90. Marian Krzaklewski nazwał "czwartym gwoździem do trumny komunizmu". We wstępie do książki Dionizego Garbacza o stalowowolskim strajku pisał, że pierwszym "gwoździem" były strajki lubelskie w 1980 r., drugim - strajki sierpniowe w 1980 r., trzecim - strajki śląskie i Stoczni Gdańskiej w 1988 r. "I wreszcie ten czwarty, w Stalowej Woli, jeden z najważniejszych, bo w wielkim zakładzie zbrojeniowym. Był zaskoczeniem dla Polski, tym większym, że o wydarzeniach w HSW przez długi czas milczały komunistyczne środki przekazu" - przypominał Krzaklewski na dziesięciolecie stalowowolskiego protestu.Ale znaczenie tego strajku nie było docenione również w III RP. W oficjalnych kalendariach działalności podziemnej NSZZ "Solidarność", które ukazywały się już w wolnej Polsce, próżno było szukać poszerzonych informacji o tym symbolicznym "czwartym gwoździu"...(pn)
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz