Nie ustają starania właścicieli stada bizonów w Kurozwękach, zmierzające do ratowania zwierząt. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Kielcach wydała decyzję nakazującą stopniowe wygaszenie hodowli, bo, zdaniem urzędników i części ekologów, bizon stanowi zagrożenie dla naszego rodzimego żubra.
Rzecz w tym, że nawet wśród fachowców zdania na ten temat są mocno podzielone. Kilka dni temu na zaproszenie Jana Marcina Popiela, który w 2000 roku sprowadził bizony na ziemię staszowską, do Kurozwęk przyjechał dr Olivier Bertrand, belgijski weterynarz, który w swoim kraju od 20 lat sprawuje nadzór nad hodowlami bizona. W Belgii jest ich więcej niż w Polsce. Stada amerykańskich kolosów spotkać można m.in. w kilku parkach narodowych.
Dla Oliviera Bertranda decyzja wydana przez polskie instytucje zajmujące się ochroną środowiska jest kuriozalna, a argumenty, na których została oparta, zupełnie nieprzekonujące. - Kiedy dotarła do mnie ta wiadomość, w pierwszej chwili pomyślałem, że to musi być historia o politycznym zabarwieniu - mówi Olivier Bertrand. - Z naukowego punktu widzenia zagrożenia, o których mówią polscy urzędnicy, a więc ryzyko krzyżowania się bizona z żubrem, czy tym bardziej możliwość zarażenia żubrów jakimiś chorobami roznoszonymi przez bizony, to fikcja. Osobiście nadzoruję bizonie stada na zachodzie Europy. W Belgii zdarza się, że bizony i żubry żyją od lat bardzo blisko siebie i nigdy nie spotkałem się z tym, by jedne zwierzęta w jakikolwiek sposób zagroziły drugim. Raz jeszcze podkreślam - nie znam ani jednego takiego przypadku.
Zdaniem belgijskiego lekarza weterynarii, jeśli ktoś zakłada, że bliskość bizonów jest groźna dla żubrów, to takie same obawy powinno budzić w nim hodowane np. w okolicach Białowieży bydło. - Bizony w Kurozwękach są zdrowe i przetrzymywane w warunkach, które uniemożliwiają im wydostanie się poza ogrodzony teren - dodaje O. Bertrand. - To naprawdę hodowla, którą można uznać za wzorcową. W ciągu ostatnich kilkunastu dni na adres Marcina Popiela wpłynęła cała masa listów poparcia i opinii autorytetów z całego świata, które decyzji RDOŚ nie potrafi ą zrozumieć.
Lord Seaford, sekretarz Brytyjskiego Stowarzyszenia Hodowców Bizonów, jest zdania, że uwagę polskich urzędników zatroskanych o losy żubra powinny raczej zająć owce niż bizony. Powód? Jak pisze brytyjski ekspert, często przenoszą one wirusa złośliwej, nieżytowej gorączki bydła i choć same na tę chorobę nie zapadają, mogą zarazić nią zwierzęta. Bizon zarażony takim wirusem padnie w ciągu kilku dni. Można więc założyć, że podobnie niebezpieczny byłby on dla żubra. (...)
Rafał Staszewski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz