Co prawda zarzuty o sfałszowaniu wyborów samorządowych nie potwierdziły się, to przecież w kilkudziesięciu przypadkach sąd dopatrzył się uchybień skutkujących koniecznością powtórzenia wyborów. I właśnie coś takiego przydarzyło się w gminie Tarłów (pow. opatowski).
Ciężkie wyborcze boje to dla gminy Tarłów niejako tradycja, bo Leszek Walczyk (na zdjęciu) i Lech Wąsik walczą ze sobą już od ponad dwudziestu lat. Pierwszy rządził gminą z przerwami od 1982 r., kiedy to w wieku 27 lat został najmłodszym w kraju naczelnikiem gminy. Potem, od 1992 roku, obaj panowie naprzemiennie rządzili gminą.
Nie było więc zaskoczeniem, gdy w ostatnich wyborach stanęli do walki o fotel wójta. Od początku szli niemal łeb w łeb, a ponieważ w pierwszej odsłonie żaden nie osiągnął ponad 50 proc., obaj znaleźli się w drugiej turze, którą różnicą jedynie sześciu głosów wygrał Leszek Walczyk.
Ponieważ jednak Lech Wąsik uznał, że komitet wyborczy rywali faulował, skierował do kieleckiego Sądu Okręgowego protest wyborczy. Zarzucił w nim nieprawidłowości przy sporządzaniu rejestru wyborców, a w drugiej turze naruszenie zasad udzielania i wykorzystywania pełnomocnictw wyborczych.
Podczas rozprawy sądowej (10 lutego br.) Leszek Wąsik dowodził, że przyczyną jego porażki był fakt, iż między pierwszą a drugą turą wyborów do rejestru wyborców dopisano 43 osoby, co w sposób zasadniczy zaważyło na wyniku wyborów. Podawał także przykłady wydawania pełnomocnictw wyborczych z naruszeniem stosownych przepisów.
W toku rozprawy sąd przesłuchał kilku świadków, którzy wątpliwości te potwierdzili. Z ustaleń sądu wynika, że faktycznie pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborów 32 osoby złożyły wniosek o wpisanie ich na listę wyborców i w ten sposób uzyskały możliwość głosowania.
Sąd wyraził zdziwienie, że osoby te, nie uczestnicząc w pierwszej turze wyborów, przed ostateczną rozgrywką tak nagle się zaktywizowały. Poza tym ustalono, że w co najmniej dziewięciu przypadkach osoby te nie były mieszkańcami gminy, a więc nie miały prawa głosować, bo zgodnie z przepisami dotyczącymi wyborów samorządowych warunkiem uprawniającym do uczestnictwa w nich jest posiadanie stałego miejsca zamieszkania na terenie gminy.
Sąd wytknął także błędy w zakresie prowadzenie rejestrów wyborczych, przypominając, że zgodnie z przepisami kodeksu wyborczego nie wystarczy, aby osoba ubiegająca się o wpis na listę wyborców złożyła stosowny wniosek, bowiem obowiązkiem urzędnika jest sprawdzenie czy rzeczywiście jest mieszkańcem gminy. Tymczasem w stosunku do sześciu osób informacji tej nie zweryfikowano, a o umieszczeniu ich na liście wyborczej decydowało oświadczenie właściciela danej posesji, że dana osoba mieszka pod wskazanym adresem. Zdaniem sądu, biorąc pod uwagę dzielącą rywali różnicę głosów, przypadki te mogły zaważyć na wyniku wyborów, a nawet go przesądzić. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz