Wróg przychodzi za dnia.
Nie skrada się nie kamufluje, po prostu bezczelnie wchodzi na podwórka, morduje, kradnie i ucieka.
I tak niemal dzień w dzień...
Mieszkańców tarnobrzeskiego osiedla Sobów terroryzują lisy. Trudno tutaj znaleźć kogokolwiek, kto hodowałby drób - kury, kaczki czy gęsi - i w ostatnich miesiącach nie ucierpiał w wyniku ataku tych drapieżników. Niektórzy za jednym razem tracili nawet czterdzieści sztuk.
PIERWSZY DO OBIADU
- Obecnie mam tylko kilka kur. Żona się zdenerwowała i podjęliśmy decyzję, że nie będziemy kupować młodych na ten rok- mówi Lucjan Mirowski, mieszkaniec ulicy Bema, któremu lisy wyjątkowo mocno dały się we znaki. - Przeważnie hodowałem od stu do stu dwudziestu kur, około pięćdziesięciu-sześćdziesięciu kaczek i dziesięć do dwudziestu gęsi. W tym roku nie kupiłem nic,
bo nie będę ich żywił, żeby lisy miały używanie. Trzeba przecież koło tego chodzić, kupować jedzenie, karmić, a później okazuje się, że pierwszy do obiadku jest ktoś inny. Od jesieni minionego roku do tegorocznej wiosny lisy zagryzły mu 36 kur - chociaż na noc wszystkie zamykane były w kurniku. Do tego 4 kaczki. - Ginęły w dzień. Zwykle jak z żoną byliśmy w pracy. Chociaż sam parę razy widziałem, jak lisy podchodziły do domu. Wcale się nie boją. Uciekają dopiero, jak się na nie idzie- opowiada L. Mirowski. - Tutaj niedaleko mam pastwisko w dzierżawie. Raz widziałem, jak spacerował po nim taki jeden dorodny rudy skurczybyk - jak malowany. Znaczy się, że dobrze odżywiony był. Na tych kurach tak wyrósł!
SKÓRKA NIEWARTA WYPRAWKI
Część kur i gęsi po prostu ginie - lisy zabijają je i zabierają do swoich kryjówek, a ich właściciele orientują się dopiero, gdy wieczorem liczą inwentarz. Inne znajdywane są zagryzione. Lisy bowiem często zabijają "na zapas", a następnie wynoszą zdobycz po jednej sztuce. - Z tyłu, za podwórkiem mam lasek i właśnie stamtąd zakradł się lis. Zagryzł pięć kur i koguta - sześć sztuk z dziewiętnastu, które miałem. To było ze trzy tygodnie temu- mówi Stanisław Goleckiz ulicy Chwałki.Koguta należącego do Edwarda Siemaszka z ulicy Bema lis zagryzł na jego oczach. - Może z dziesięć metrów ode mnie to się stało...
więcej w papierowym wydaniu TN, lub elektronicznym wydaniu eTN
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz