Rola kilku średnich miast podkarpackich takich, jak Mielec, Tarnobrzeg czy Stalowa Wola, w dużej mierze zależy od kondycji przemysłu na ich terenie. Co więc zrobić, by nawet chwilowe wahnięcia gospodarcze nie stawiały pod znakiem zapytania ich znaczenia dla całego regionu?
Podczas uroczystego obiadu z okazji 15-lecia województwa podkarpackiego rozmawiałem z siedzącymi obok mnie samorządowcami z południa Podkarpacia. Kiedy usłyszeli, że przyjechałem ze Stalowej Woli, słów podziwu dla "bogatej północy" nie było końca.
- Wy w Mielcu i Stalowej Woli to macie prawdziwy przemysł, a nie jakieś fabryczki, jak u nas. Drogi są dobre, kolej wam robią, a my tutaj to wciąż jesteśmy jedną nogą w PRL-u - mówili nie ukrywając zazdrości. Przyznaję, dopiero wtedy zrozumiałem, że wciąż widoczne deficyty rozwojowe północnego Podkarpacia mają się nijak do problemów "biednego południa". Czyli obszarów słabo uprzemysłowionych, z kulejącym rolnictwem, niepotrafiących korzystać z unikatowych walorów krajobrazowo-klimatycznych dla rozwinięcia rodzimego przemysłu turystycznego.
Jednak zrozumienie tego, że wiele gmin w innej części województwa wciąż boryka się z trudnościami, które częściowo mamy za sobą, wcale nie zamyka kwestii rozwierających się nożyc rozwojowych pomiędzy podkarpackimi miastami średniej wielkości, jak Stalowa Wola, Tarnobrzeg czy Mielec, a nieustannie rosnącym w siłę metropolitarnym Rzeszowem. A także problemu coraz bardziej widocznej utraty znaczenia tych miast w skali regionu.
Zresztą problem rosnącego dystansu pomiędzy metropolitami a miastami średniej wielkości istnieje w całej Polsce. Zwrócił ostatnio na to uwagę nowy prezydent Słupska, będącego w latach 1975-1998, podobnie jak Tarnobrzeg, stolicą województwa. - Metropolie mają silny mandat, mają rozpoznawalnych prezydentów. Nadszedł czas, by średnie miasta były lepiej słyszalne -mówił Robert Biedroń na spotkaniu poświęconym samorządom. Postulował podjęcie szerokiej współpracy pomiędzy miastami, a także potrzebę przeniesienia do nich części urzędów i instytucji centralnych, co podniosłoby ich rangę i znaczenie na mapie kraju. Ten pomysł rozbijający politykę obecnej koalicji rządowej, która od lat wzmacnia metropolie kosztem prowincji, jest niemal żywcem wzięty z niedalekiej przeszłości.
Jeszcze w drugiej połowie poprzedniej dekady, podczas konferencji naukowej na WZ KUL w Stalowej Woli, minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka z wielką mocą podkreślała wagę koncepcji zrównoważonego rozwoju kraju, a przy tym harmonijnego rozwoju samych regionów. Stąd pojawił się pomysł rozbudowy w tym mieście bazy naukowo-dydaktycznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Politechniki Rzeszowskiej. Uczelnie miały wraz z miejscowym przemysłem stanowić filary przyszłego rozwoju Stalowej Woli.
W tym samym czasie, jakby wprost odpowiadając na postulat szefowej MRR, cztery nasze miasta - Nisko, Sandomierz, Stalowa Wola i Tarnobrzeg - podpisały akt partnerstwa, czyli umowę o współpracy (na zdjęciu), która w niedalekiej przyszłości mogła przerodzić się w coś w rodzaju ponadregionalnego obszaru metropolitarnego. (...)
Piotr Niemiec
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz