Pamiętacie "Bonanzę" i ten charakterystyczny motyw muzyczny z gatunku tych, które jeśli raz się usłyszy, zostają w głowie na zawsze? Wszystko wskazuje na to, że niebawem "Bonanza" będzie kojarzyć się nie tylko z kultowym serialem. Tak ochrzczono powstającą w Zielonce pod Iwaniskami wioskę indiańską, która już niebawem otworzy się dla wszystkich spragnionych wrażeń z Dzikiego Zachodu. W tipi będzie można nawet przenocować.
Miejsce ma wszelkie walory ku temu, by stać się jednym z największych turystycznych hitów regionu, co najmniej takim, jakim stały się Kurozwęki, gdy uruchomiono tam przed laty pierwszą w kraju hodowlę amerykańskich bizonów. Dookoła, prawie z każdej strony lasy, domów we wsi niewiele. Słowem, Zielonka nadaje się idealnie do tego, by udawać dzikie prerie Nevady. Ale jednocześnie to nie jest wcale ten przysłowiowy "koniec świata".
Z "Bonanzy" jest tylko pięć kilometrów do ruin zamku "Krzyżtopór", piętnaście do Opatowa, a 40 do Sandomierza. Iwaniska to już w ogóle rzut beretem. Spacerkiem dojść można w dziesięć minut. Widoki pierwsza klasa. Wszędzie po horyzont piętrzą się malownicze, świętokrzyskie pagórki. Jak pojawią się turyści, ze stolicy gminy do Zielonki kursować mają bryczki, które będą wozić gości na spotkanie z "Indianami".
"Bonanza" to od "a" do "z" pomysł Eweliny Bień, lokalnej społeczniczki, która poza pracą zawodową udziela się jako prezes Stowarzyszenia "Zielonka", a do tego śpiewa i to w kilku różnych zespołach muzycznych.
- Wierzę w natchnienie. Ono musiało tu zadziałać - opowiada. - Byłam kiedyś na szkoleniu, gdzie uczono, jak założyć własną działalność i napisać biznesplan. Myślałam o firmie transportowej, a tu nagle jakimś cudem przyszła mi do głowy ta indiańska wioska. Wciągnęło mnie to na tyle mocno, że zaczęłam działać i coś, co było z początku tylko marzeniem, stało się teraz faktem.
Zaraz gdy w szybie samochodu mignie znak z nazwą wioski, zaczynają się włości Eweliny. W sumie pięć hektarów pól i łąk, okolonych ścianą lasu. Ziemia tu słabiutka, więc i uprawiać ją niespecjalnie się opłaca, ale z racji wyjątkowej malowniczości, teren aż się prosi, żeby wykorzystać go inaczej - no choćby właśnie rekreacyjnie.
Na razie pokaźnych rozmiarów plac świeci jeszcze pustkami. Ale powoli z piosenkowego "ścierniska" wyrastać zaczynają zręby pierwszych konstrukcji. Gdy się na nie patrzy, trudno uwierzyć, że za miesiąc w tym miejscu stanie kompletna indiańska osada. Właścicielka "Bonanzy" zapewnia jednak, że wszystko będzie na czas. Lada moment do Zielonki przyjadą, robione na zamówienie, wielkie tipi, czyli namioty używane przez te szczepy Indian Północnej Ameryki, które żyły z myślistwa i często przemieszczały się z miejsca na miejsce. (...)
Rafał Staszewski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz