Pretekstem do napisania tego tekstu stała się informacja, że jeden z pięciu koncertów cenionego na rynku muzycznym najlepszego australijskiego gitarzysty i bluesmena CLAUDA HAYA odbył się w jakimś przybytku w Przybysławicach koło Klimontowa. Postanowiłem poznać miejsce naznaczone obecnością tego i innych znakomitych artystów.
W ten oto sposób poznałem Dwór na Wichrowym Wzgórzu i jego twórcę Jarosława Paczkowskiego. Jarosław Paczkowski mówi żartobliwie, że jest ofiarą profesji ojca, strażnika w zakładach karnych, którego decyzje zwierzchników przenosiły z miejsca na miejsce. On urodził się w Kamiennej Górze w Sudetach, ale zanim zdążył zarejestrować tamtejszy krajobraz, ojca przeniesiono do wiszącej nad granicą Czechosłowacką Ożennej w Beskidzie Niskim, gdzie pilnował pracujących więźniów. I chociaż Jarek mieszkał tu zaledwie do 8. roku życia . roku życia, tamtejsze pejzaże tak w nim zapadły, że do dziś wspomina je z sentymentem.
Przyznaje też, że Przybysławice wybrał dlatego, że tutejszy krajobraz nieco przypomina ten z jego dzieciństwa. A potem ojca przeniesiono na kierownika zakładu karnego w Chmielowie i tak Jarek trafił do Tarnobrzega, który przez niemal 30 lat był jego stałym adresem. Tu ukończył szkołę podstawową, a potem Technikum Rolnicze. Potem była krakowska Akademia Rolnicza, gdzie spotkał pochodzącą z Klimontowa - wtedy nie wiedział nawet, gdzie to jest - dziewczynę, która później została jego żoną.
To dzięki niej poznał Klimontów i okolice, w których zakochał się nie mniej niż w dziewczynie. Jarosław przyznaje, że od dawna miał głowę do interesów. W biznes zaangażował się jeszcze podczas studiów, a ponieważ jedno przeszkadzało drugiemu, przeniósł się na studia zaoczne, co musiało dać efekt połowiczny, skoro studiował 12 lat. Po otrzymaniu dyplomu poważnie wziął się za biznes, a konkretnie - handel materiałami budowlanymi.
I właśnie dzięki temu biznesowi trafił do Przybysławic, bowiem zdarzyło się, że pewna mieszkanka tej wsi zamówiła u niego wymianę okien, a doglądając realizacji zamówienia, Jarosław zobaczył zapuszczony dworek, który po likwidacji szkoły cierpliwie czekał na lepsze czasy. I pewnie nigdy by się ich nie doczekał, gdyby nie nagła fascynacja biznesmena, który oczarowany obiektem oraz okolicą postanowił uczynić zeń swój dom. Niewiele myśląc poszedł do Urzędu Gminy w Klimontowie, gdzie przygotowano przetarg, po wygraniu którego w 2005 r. Jarosław został właścicielem - jak mówili złośliwi - ruiny i kępy krzaków. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz