Na tarnobrzeskim targowisku wrze niemal od roku. Kupcy są rozgoryczeni postawą osób nim zarządzających. Nie chcą także korzystać z wybudowanych niedawno nowych stoisk handlowych, bo, jak mówią, nie są one przystosowane do ich potrzeb. Tutaj awantury i kłótnie to codzienność.
O "wojnie domowej" na tarnobrzeskim placu targowym pisaliśmy obszernie pod koniec minionego roku, w tekście zatytułowanym "Targowisko niezgody". Od tamtego czasu w stosunkach pomiędzy handlarzami a administracją zmieniło się niewiele. Już na pierwszy rzut oka widać, że na tutejszym targu coś jest nie tak.
Na środku placu stoją piękne, kolorowe, zadaszone stoły do handlowania, z których nikt nie korzysta. Stoją puste. Handel za to kwitnie wokół nich - na stołach przywiezionych przez kupców lub na ziemi. Wszystko odbywa się mniej więcej tak, jak odbywało się zanim zmodernizowano targowisko (za 1,3 miliona złotych, przy dużym dofinansowaniu z unijnego Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich) i postawiono kolorowe stoły. Dlaczego?
Kupcy od dawna powtarzali, że miasto zabrało się za przebudowę targowiska bez konsultacji z nimi. Jak mówią, projekt modernizacji placu przygotowano nie uwzględniając ich potrzeb, przez co nowe stoiska są po prostu niefunkcjonalne.
- Przede wszystkim te stoły są za wysokie, żeby sprzedawać z nich warzywa. Jak postawi się na nich skrzynki, to człowiek idący alejką, pomiędzy straganami, nie będzie widział co w nich jest. Ludzie musieliby podchodzić do każdego stoiska i zaglądać do skrzynek. Poza tym, ile skrzynek, zmieści się na tym stole? Osiem? Nawet nie, bo przecież wagę muszę gdzieś jeszcze zmieścić. To bez sensu - mówi pani Mariola, handlująca na tarnobrzeskim targowisku warzywami i owocami.
- Wystarczyło z nami porozmawiać, zapytać jak szerokie, jak długie i jak wysokie powinny być stoły do handlu warzywami. Powiedzielibyśmy co i jak. Jakby to miało "ręce i nogi" to każdy stanąłby pod tym dachem. Nowe stoły mają 90 centymetrów wysokości. Stare, dla rolników handlujących warzywami, są o 28 centymetrów niższe. - Stół ma dziewięćdziesiąt, skrzynka kolejne dwadzieścia dwa centymetry, czyli razem ponad 1,1 m. To mógł wymyślić tylko ktoś, kto o targu nie ma pojęcia - mówi pan Stefan Sordyl.
- Ktoś wziął półtora miliona unijnej kasy i teraz śmieje się, jak docierają do niego informacje o tym, co się tutaj dzieje - dodaje inny z handlarzy. -Tarnobrzeski targ to w ogóle jest chore miejsce. Nawet za parasole żądają pieniędzy. I nie ma dyskusji. Chyba chcą całkiem zniszczyć ten rynek. Jak nic się nie zmieni, to ludzie przestaną tutaj przyjeżdżać. Zresztą już teraz jest mniej handlarzy niż kiedyś. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz