14 grudnia kilkudziesięciu mieszkańców Motycza Poduchownego i Gorzyc przez godzinę blokowało ruch na drodze krajowej nr 77, domagając się budowy wzdłuż niej chodnika. Są rozgoryczeni, bo urzędnicy z Warszawy ignorują ich żądania, argumentując, że na tym odcinku "krajówki" ginie zbyt mało ludzi! -Od ośmiu lat upominamy się o ten chodnik. Ciągle słyszymy tylko obiecanki, a żadnych efektów nie widać.
Kilka osób już tutaj zginęło, kilka innych zostało ciężko rannych. Te półtora kilometra chodnika (od Gorzyc do granicy z gminą Zaleszany - red.) jest tutaj niezbędne; ludzie chodzą tą drogą do zakładów pracy i sklepów, a dzieci do szkół - tłumaczy sołtys Motycza Poduchownego Marian Chmura. - Nasza cierpliwość się skończyła. To jest protest ostrzegawczy. Mamy nadzieję, że panowie z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad przejrzą wreszcie na oczy i wezmą się do roboty. Jeśli to nie nastąpi, będziemy blokować drogę do skutku. - Asfalty i chodniki robi się na drogach biegnących przez pola, a tutaj na głównej się nie da? A przecież nie ma roku, żeby ktoś tutaj nie zginął- zaznacza inny z protestujących.
Mieszkańcy gminy Gorzyce protestowali, chodząc tam i z powrotem po przejściu dla pieszych, w pobliżu skrętu na Motycze Poduchowne. Wśród transparentów, które ze sobą przynieśli można było dostrzec między innymi takie hasła: "Dość tragedii! Żądamy chodnika!", "Chodnik - koniecznie, aby do pracy i szkoły dojść bezpiecznie".
Na prośbę policji protestujący co kilkanaście minut przepuszczali kilka aut. Mimo to na drodze tworzyły się gigantyczne korki. - Na moich oczach w 2009 roku zginęła tutaj czterdziestodziewięcioletnia kobieta. Obie jechałyśmy rowerami, ona chciała mnie wyprzedzić i wtedy uderzył w nią samochód. Ja też byłam wtedy poszkodowana, miałam złamane dwa kręgi - mówi Maria Mazur, pokazując informację o tej tragedii, opublikowaną w kronice policyjnej "Tygodnika Nadwiślańskiego".
- Mój syn też miał tutaj wypadek. Miał połamane nogi i żebra. Mało brakowało, a nie przeżyłby tego- skarży się inna z uczestniczek blokady. - Chętnie podjechałabym rowerem na zakupy, ale się boję, bo szosa jest za wąska i naprawdę łatwo o nieszczęście. Wśród spacerujących tam i z powrotem po przejściu dla pieszych dostrzec można było przedstawicieli lokalnych władz.
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz