Tydzień przed wyborami do europarlamentu naszym politykom z nieba spadł nowy temat kampanii. Dosłownie. Niepokojące prognozy meteorologiczne spowodowały, że wyruszyli na rzeczne wały, aby chwalić lub krytykować - w zależności od przynależności partyjnej - stan zabezpieczeń przed powodzią.
Grunt pod konferencje prasowe na wałach, chcąc nie chcąc, przygotowali meteorolodzy.
W środę, 14 maja, Podkarpacki Urząd Wojewódzki, opierając się na informacjach krakowskiego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, poinformował, że w zlewniach Wisłoki, Wisłoka, Sanu oraz na mniejszych dopływach Wisły na terenie województwa podkarpackiego, prognozowany jest wzrost poziomu wody do stanów wysokich z przekroczeniem stanów ostrzegawczych, a w dalszej kolejności stanów alarmowych. Na Wiśle natomiast prognozowano wzrost poziomu wody do stanów wysokich z możliwością przekroczenia stanów ostrzegawczych.
Tego samego dnia dziennikarze otrzymali kolejny komunikat, tym razem informujący o tym, że wojewoda Małgorzata Chomycz-Śmigielska zwołała posiedzenie Wojewódzkiego Zespołu Zarządzania Kryzysowego (z udziałem przedstawicieli straży po-żarnej, policji, wojska, ekspertów z zakresu meteorologii i hydrologii oraz starostów powiatów: jasielskiego, mieleckiego, stalowowolskiego, tarnobrzeskiego oraz miasta Tarnobrzeg), a wszelkie służby postawiono w stan podwyższonej gotowości.
Wieczorem urząd przysłał trzecią informację. Brzmiała ona tak: "na Podkarpaciu opady deszczu nie będą tak intensywne jak wcześniej zapowiadano". Potwierdzono to także dzień później, z samego rana informując, że opady deszczu w ciągu ostatniej doby nie wywarły istotnego wpływu na poziom wód w rzekach na Podkarpaciu, a te przewidywane na kolejny dzień też nie powinny spowodować zagrożenia. Nie zdołało to jednak zatrzymać propagandowej maszyny, która ruszyła dzień wcześniej.
Do dziwnych, z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego, scen, doszło już w nocy z 14 na 15 maja. Wieczorem ogólnopolskie radio RMF FM podało, że 260 strażaków ściągniętych z całego kraju pomoże kolegom na południu Polski w umacnianiu wiślanego wału w okolicach Sandomierza. O pół metra miał zostać podniesiony, między innymi, wał w Koćmierzowie, który cztery lata temu został przelany, a następnie przerwany.
Drugim równie ważnym miejscem, w którym nocą mieli pracować strażacy, miał być wiślany wał we Wrzawach w gminie Gorzyce. Powiało grozą - skoro strażacy mają pracować nocą, a w dodatku na pomoc wzywają kolegów z całego kraju, to musi dziać się coś naprawdę niedobrego.
Okazało się jednak, że worki układano "na wszelki wypadek" lub - jak mówią inni - w ramach ćwiczeń. - W 2010 roku dokładnie w tym miejscu zaczęła przelewać się woda. Co prawda te wały zostały podniesione o jakieś trzydzieści centymetrów, ale to wciąż jest taki newralgiczny odcinek. Strażacy, w ramach ćwiczeń, od wczoraj go zabezpieczają. Taką decyzję podjął komendant główny Państwowej Straży Pożarnej. O godzinie dwudziestej zorganizowaliśmy spotkanie z komendantem miejskim PSP, poprosiłem wójta o przygotowanie piasku i worków, a następnie o działaniach poinformowano miejscową jednostkę OSP Wrzawy, a także ośrodek szkoleniowy dla strażaków w Nisku. Ci ludzie działali tutaj do bardzo późnych godzin nocnych - mówił w czwartek rano starosta tarnobrzeski Krzysztof Pitra. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
djasiek57309:28, 23.05.2014
0 0
No i było to widać,aż za bardzo..Szczególną komedie można było obejrzeć na wale we Wrzawach,jak to malutki człowieczek przyjechał i zrobił z siebie prawdziwego,powodziowego wała.A z jaką zajadłością atakował resztę wałów-wałów rządowych..Ha,ha,ha.Skomentuje to krótko--cała ta powódź i ta akcja--była była jednego,wielkiego wała warta.Ha,ha,ha. 09:28, 23.05.2014