Stalowowolanin z pochodzenia, ANDRZEJ GONDEK (na zdjęciu), bohater naszej niedawnej publikacji, pomyślnie zakończył swój udział w tegorocznej edycji "4Deserts", składającej się z czterech ultramaratonów rozgrywanych w ciągu kilku miesięcy na najgroźniejszych pustyniach świata - Saharze, Gobi, Atacamie i Antarktydzie.
Przed nim udało się to zaledwie 28 ludziom na świecie, w tym tylko 7 Europejczykom. Ci, którym się to udało, są członkami elitarnego klubu "4Deserts Grand Slam" (Wielki Szlem 4 Deserts).
Razem z Andrzejem do mety liczącego łącznie blisko tysiąc pustynnych kilometrów wyścigu dotarli dwaj jego "towarzysze niedoli", z którymi wystartował do pierwszego biegu, i z którymi pomyślnie dotarł do ostatniej mety - Daniel Lewczuk i Marek Wikiera. Andrzej sklasyfikowany został na mecie na pozycji czwartej, Marek - 14, a Daniel - 39.
W ostatnim, antarktycznym ultramaratonie sklasyfikowano 69 biegaczy. Ten wyczyn Polaków, brawurowe zdobycie "Wielkiego Pustynnego Szlema", okupiony został niewyobrażalnie wielkim wysiłkiem i wyrzeczeniami. Same przygotowania do biegu trwały rok. Tyle trzeba było czasu, aby wypracować taki rodzaj "współpracy" z własnym organizmem, aby ten był posłuszny woli, aby w każdym kolejnym pustynnym wyścigu zniósł skrajne zimno i piekielne upały, niskie ciśnienie, suche powietrze, mordercze wiatry, ból.
Rozpoczęte 4 listopada zdobywanie Antarktydy i pokonanie trasy ostatniego biegu nie przyszło biegaczom łatwo. Dotarli na Antarktydę przez odległy od Polski o 36 godzin lotu port Ushuala na Ziemi Ognistej w Argentynie. Stąd na najzimniejszy kontynent świata popłynęli statkiem, pokonując 700-kilometrowy dystans do King George Island przez morze z falami sięgającymi 4 piętra.
Biegacze mieli za zadanie pokonać w ramach biegu "The Last Desert" 250 km po lodowym pustkowiu. (...)
Jerzy Reszczyński
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz