W piątek, 30 sierpnia, o godz. 20 w sali widowiskowej stalowowolskiego Miejskiego Domu Kultury spotkają się po raz pierwszy po wielu, wielu latach ci, którzy swą piękną muzyczną młodość związali z "Papugami". Aby powspominać, ale i coś zagrać, zaśpiewać, spróbować odtworzyć dawny klimat wspaniałych lat, kiedy tworzyli niesamowitą muzyczną rodzinę.
-Dlaczego nie ma nazwisk na plakacie? Proste! Tyle nazwisk sprawiłoby, że plakat stałby się nieczytelny! No i nie chciałbym kogokolwiek skrzywdzić pomijając go. Poza tym, kierując plakat do druku, nie mieliśmy jeszcze wszystkich potwierdzeń. Przecież ci ludzie, na co dzień potwornie zajęci, zlecą się i zjadą z połowy świata - Zbigniew Rojek ze swadą wchodzi w swą rolę mistrza ceremonii. Bo to będzie ceremonia, nie żaden tam wspominkowo-laurkowy koncert "z okazji".
O tym, aby ta rodzina znów choć na chwilę była razem, po raz pierwszy ktoś wspomniał chyba rok temu, kiedy tytuł "Ambasadora Stalowej Woli" odbierał w MDK Modest Ruciński, dziś - krakowski pieśniarz i aktor. Wydawało się proste: czemu nie spróbować? Gorzej, kiedy zaczęto szukać kontaktów z "papugowiczami". Jednych, jak Modesta, Maćka Zakościelnego (na zdjęciu), nie tylko przecież aktora, ale też skrzypka i pieśniarza, Anię Ołdak, która w tym roku zadebiutowała w Opolu, Łukasza "Małego" Moskala, perkusistę zespołu "Zakopower", jak genialnego dźwiękowca Rafała Latawca, jak mieszkających za Atlantykiem pianistę Bartosza Hadałę i śpiewaka Andrzeja Steca czy Jacka Tarkowskiego, producenta muzyki do wszystkich serialowych hitów TVN i dyrygenta bandu w programie "X Factor", nie było trudno odnaleźć.
Ale na wielu trafiano w ostatniej chwili, a i to przez przypadek. Tak powstała lista kilkudziesięciu nazwisk. - To nie znaczy, że to są wszyscy - zastrzega się Zbyszek. - Nie wszyscy przecież, którzy z nami byli, formalnie stali się członkami Towarzystwa, których ostatecznie doliczyliśmy się 30. Wiecie, jak to było na początku transformacji... Podpisywanie czegokolwiek, wciąganie na członka, źle się kojarzyło, kłóciło się ze świeżym wtedy pojęciem wolności. Takich było w naszym kręgu pewnie ponad 40. Ważne było, że chcieli przychodzić, grać razem, tworzyć wspólnotę... (...)
Jerzy Reszczyński
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz