Nie ma co do tego złudzeń - ten rok jest rokiem najgorszych wiadomości dla Elektrowni "Stalowa Wola" SA i jej niespełna 300-osobowej załogi w całej 80-letniej historii zakładu.
Pierwsze poważne "czarne chmury" nad elektrownią pojawiły się, kiedy posypał się plan budowy za prawie pół miliarda euro 440-megawatowego bloku parowo-gazowego, mającego zastąpić funkcjonujące w przestarzałej technologii bloki energetyczne opalane węglem kamiennym. Miały one jakoś dociągnąć do 2015 r., kiedy planowano odpalić ekologiczny blok gazowy, spalający dziennie ponad 4 miliony kubików gazu i dostarczający bardziej ekologiczne od węglowego dwa rodzaje energii: prąd i ciepło.
Niesolidny hiszpański wykonawca bloku gazowego "położył" wszystkie terminy, do jakich się zobowiązał, aż wreszcie na początku 2016 r. został pogoniony z budowy. Teraz "goni się" z inwestorem po sądach. A w spółce Tauron, która jest właścicielem elektrowni, zmieniło się radykalnie nastawienie wobec stalowowolskiego zakładu i jego gigantycznej inwestycji, zapoczątkowanej przez poprzedni rząd, i będącej powodem do dumy dla wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Po "dobrej zmianie" okazała się ona, oczywiście, błędem...
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz