Wprowadzenie bonu edukacyjnego, a w zasadzie organizacyjnego do tarnobrzeskich szkół to zapowiedź nieuchronnej reformy oświaty. Pierwszy jej etap wiąże się z utratą części etatów przez nauczycieli, kolejnym może być likwidacja małych szkół, do których samorząd dokłada najwięcej pieniędzy. Przeciwnicy bonu zakładają czarny scenariusz, twierdząc, że jego wprowadzenie to nic innego, jak zamach na oświatę w białych rękawiczkach.
Próba wdrożenia reformy tarnobrzeskiej oświaty w 2012 roku, o której konieczności mówił i pod którą podpisywał się były prezydent miasta Norbert Mastalerz, wywołała falę protestów i nie doszła do skutku. Zlikwidowane miały wtedy zostać Gimnazjum nr 1 (cieszące się dobrą opinią w środowisku rodziców oraz uczniów), Szkoła Podstawowa w Miechocinie i Przedszkola nr 7 oraz 5.
Opór nauczycieli, rodziców oraz uczniów był tak duży, że radni, którzy głosowali nad uchwałami intencyjnymi w sprawie likwidacji tych placówek, nie poparli działań prezydenta, który do końca swojej kadencji nie ingerował już w sprawy oświaty.
Ze względu na to, że pochłania ona najwięcej pieniędzy z budżetu miasta, obecna władza również musiała przymierzyć się do zmian w oświacie, tyle że postanowiła ich dokonać w nieco mniej drastyczny sposób. Wyjściem z sytuacji ma być bon oświatowy, a ściślej mówiąc - organizacyjny, który ma dostosować liczbę nauczycieli zatrudnionych w szkołach do liczby uczniów oraz do programu nauczania.
W praktyce oznacza to, że budżet każdej szkoły będzie zależny od liczby uczniów i wyznaczonego przez program komputerowy limitu zatrudnienia pracowników. Wprowadzenie bonu organizacyjnego nakłada jednocześnie na dyrektorów szkół większą niż dotychczas odpowiedzialność za funkcjonowanie placówek, organizację zajęć i liczebność kadry.
W kwestii bonu toczyła się dyskusja podczas majowej sesji Rady Miasta. Temat wywołała radna Anna Pekar (na zdjęciu), przewodnicząca Komisji Oświaty, Kultury i Sportu, nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 9, która skrytykowała władze za działanie po cichu, za plecami radnych, nauczycieli oraz opinii publicznej. - Czy taka ważna sprawa, jak wprowadzenie bonu edukacyjnego, nie powinna zostać poddana dyskusji? Czy nie powinna się pojawić na naszych komisjach? Czy nie powinna się odbyć w tym temacie debata społeczna, a nawet stosowna uchwała nie powinna zostać poddana pod nasze głosowanie? - pytała radna PiS.
W swym wystąpieniu nie pominęła ona tak istotnego aspektu, jakim jest dobra jakość nauczania w polskich szkołach, co, niestety, jak pokazuje życie, nie jest brane pod uwagę przy podejmowaniu kluczowych decyzji związanych z oświatą. - Rząd wyzbywa się odpowiedzialności za polskie szkolnictwo, przekazując zarządzanie szkołami samorządom. Te z kolei, szukając rozpaczliwie oszczędności, wprowadzają bon oświatowy nazywany również organizacyjnym. Wprowadzenie bonu to nic innego, jak zrzucenie na dyrektorów odpowiedzialności za funkcjonowanie szkoły, organizację zajęć i prowadzenie polityki zatrudnienia. Bon organizacyjny oznacza pogorszenie warunków pracy w szkołach i obniżenie poziomu nauczania. Aby sprostać regułom bonu, wielu dyrektorów stanie przed koniecznością wprowadzenia poważnych oszczędności w budżetach swych szkół, co może prowadzić do zwolnień nie tylko nauczycieli, ale również w niedalekiej przyszłości pracowników administracji i obsługi - mówiła radna. - Jestem zdecydowanie przeciwna koncepcji bonu oświatowego. Wprowadzenie go spowoduje pogorszenie warunków nauki, jakości kształcenia i wychowania w tarnobrzeskich szkołach z powodu zwiększenia liczby uczniów w klasach, jak i zatrudniania nauczycieli "tańszych", a więc na niższych stopniach awansu zawodowego i o niższych kwalifikacjach. Wdrożenie bonu organizacyjnego już powoduje znaczną redukcję etatów nauczycieli świetlic, bibliotekarzy, pedagogów, psychologów i logopedów, brak możliwości uzupełniania etatu przez nauczycieli w innej szkole. Bon organizacyjny może spowodować bezwzględną walkę szkół o każdego ucznia, a już na starcie mamy nierówne szanse. Jedne szkoły w Tarnobrzegu są odnowione i bogato wyposażone, inne stoją przed groźbą zamknięcia z powodu niespełniania wymogów sanitarnych. Nie chcę nikogo straszyć, ale nie wiadomo, czy dyrektorzy, zmuszeni oszczędnościami, nie wprowadzą do swych jednostek cateringu i zewnętrznych firm sprzątających. (...)
Monika Stojowska
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz