Tym tematem od niedzieli, 30 listopada, żyje - za sprawą ogólnopolskich mediów - cały kraj. Możliwe, że wkrótce żyć nim będzie cały medyczny świat, jako że lekarzom z krakowskiej kliniki dziecięcej w Prokocimiu udało się to, co nie udało się dotąd nikomu na świecie.
Wyprowadzili ze stanu skrajnego przechłodzenia organizmu 2-letniego Adasia z małopolskich Racławic, którego organizm, po wielogodzinnym przebywaniu na mrozie i bez odzieży, schłodził się do zaledwie 12 stopni. Dotychczas za największy sukces współczesnej medycyny uznawany był odnotowany w 1999 r. przypadek skandynawskiej sportsmenki, którą przywrócono życiu po tym, jak jej ciało przebywające w lodowatej wodzie schłodziło się do nieco ponad 13,5 stopnia. Jej leczenie, rekonwalescencja i rehabilitacja trwały miesiące.
Adaś - jak mówią jego rodzice - został przywrócony życiu po zaledwie 3-4-dniowej walce lekarzy. Kierujący całym skomplikowanym procesem prof. Janusz Skalski otwarcie mówi o "cudzie". I nie szczędzi ciepłych, pełnych uznania słów młodemu lekarzowi, który doprowadził do założenia zaledwie rok temu Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej w Krakowie.
Lekarzem tym jest dr Tomasz Darocha (na zdjęciu), pochodzący - o czym wiedział dotychczas mało kto - ze Stalowej Woli. Centrum powstało wprawdzie w Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II w Krakowie, ale jego najmłodsi pacjenci, jeśli znajdą się w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się właśnie Adaś, trafiają do związanego z nim Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu, gdzie zajmuje się nimi zespół CLHG.
Istotą procesu wyprowadzania pacjenta z tak skrajnego stanu jest zastosowanie, po pierwsze, właściwej metody reanimacji (i to jest zasługą głównie oficera policji, który chłopca odnalazł i profesjonalnie pokierował przywracaniem mu funkcji życiowych, opierając się pokusie natychmiastowego ogrzewania jego ciała), a po drugie, umiejętne wykorzystanie metody pozaustrojowego ogrzewania krwi z wykorzystaniem specjalistycznej aparatury ECMO, często określanej jako sztuczne płuco-serce.
Metodę tę opracował w odniesieniu do pacjentów będących w stanie głębokiej hipotermii (wykorzystuje ona i rozwija metodę, stosowaną tylko na oddziałach kardiochirurgii podczas operacji na otwartym sercu) pochodzący właśnie ze Stalowej Woli młody lekarz.
Pozwala ona, jak wyjaśnia T. Darocha, podnosić temperaturę ciała pacjenta o 6-9 stopni na godzinę, i uniknąć szoku termicznego, zabójczego dla skrajnie spowalniających w tym hibernacyjnym stanie organizmu swą pracę organów wewnętrznych. - Impuls wyszedł od ratowników górskich, którzy nawet jeśli wyciągali osoby przysypane lawiną, to nie było procedur, które wskazywałyby jak należy postępować. A z drugiej strony wiedzieli, że w krajach o bardziej rozwiniętych systemach ratowania ludzi w górach, np. w Szwajcarii, są ustalone zasady postępowania w takich przypadkach. Zaraziłem się od nich ideą stworzenia czegoś podobnego u nas. Wspólnie z Sylweriuszem Kosińskim, anestezjologiem z Zakopanego, a zarazem ratownikiem TOPR, przystosowaliśmy te szwajcarskie procedury do polskiej rzeczywistości - mówi T. Darocha. (...)
Jerzy Reszczyński
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz