GRZEGORZ RUSSAK (na zdjęciu), doktor nauk rolniczych, znakomity ekspert i autorytet kulinarny, wybitny znawca i popularyzator kuchni staropolskiej oraz myśliwskiej, gościł w Stalowej Woli ze swymi kulinarnymi pokazami i pogadankami.
Zarówno podczas warsztatów "Techniki kuchni myśliwskiej", zorganizowanych dla blisko 300 uczniów w nowoczesnych pracowniach Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3, jak i na spotkaniach z myśliwymi, osią tematyczną kulinarnych wywodów tego wybitnego specjalisty była dziczyzna.
Wbrew temu co sądzi wielu - wcale nie tak znów egzotyczna i niedostępna. Sprawdziliśmy: akurat w okresie aktywności w naszym regionie piewcy staropolskiej kuchni, w samej Stalowej Woli chociażby, bez większego trudu można było zaopatrzyć się w mięso zarówno z sarny, jelenia, jak i z dzika. Przy odrobinie inwencji można więc nadchodzącym świętom nadać wyjątkową nutę smakową, nawiązującą do najlepszych tradycji polskiej kuchni.
A ta - i G. Russak dałby się za to pokroić na talarki - nie ma równych sobie nie tylko w Europie, a najpewniej i w świecie... Kilka lat temu Grzegorz Russak ze swą misją sławienia staropolskiej kuchni brylował na janowskim Święcie Kaszy, budząc podziw i zachwyt zarówno dla tego, co pod jego okiem powstawało na oczach tysiąca widzów, jak i dla pasji, z jaką potrafi, jak nikt inny, opowiadać o tym, co od niepamiętnych czasów polską sztukę kulinarną wyróżniało na tle innych nacji.
Nie kryje, że jest bez reszty oddany i bezgranicznie wierny polskiej kuchni, którą uznaje za najwspanialszą w świecie. Snobujemy się nierzadko na kulinarne upodobania narodów. Tymczasem to oni, nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi, według mistrza, powinni z pokorą uczyć się od nas, bo w naszym kraju już w XVII wieku robiono w polskich kuchniach rzeczy, o jakich się np. Francuzom czy Włochom nie śniło. Przygotowywaliśmy choćby duszone na parze ryby w warzywach, rozwinęliśmy jedną z pierwszych w Europie kuchni wegetariańskich, dorobiliśmy się w swojej kulinarnej tradycji ponad 400 zup podstawowych, a przy polskich stołach sztućcami posługiwano się dwieście lat wcześniej niż na francuskim dworze królewskim. Kto więc w stosunku do kogo powinien odczuwać kompleksy?
- To wszystko jest naszym wspólnym skarbem narodowym, naszym dziedzictwem, tradycją. To miejsce dane nam od Pana Boga, to ono oddaje smak. Nie jest tak, jak sądzą niektórzy, że można gdziekolwiek zrobić restaurację chińską, włoską, meksykańską. Uwielbiam naszą polską kuchnię i w zasadzie jadam tylko nasze potrawy. Polska kuchnia, i to w każdym wymiarze, jest doskonała. To nieistotne, czy regionalna, czy włościańska, szlachecka, mieszczańska, czy myśliwska - mówi.
Z pasją zwalcza stereotypy w rodzaju stwierdzeń, że polska kuchnia jest przede wszystkim ciężka, tłusta i niesmaczna. Według niego tak może mówić tylko ten, kto o prawdziwej polskiej kuchni nie ma pojęcia.
Szlag go trafia, kiedy wspomina, jak jeden z polskich prezydentów tak się właśnie o polskiej kuchni miał wyrazić w jakiejś publicznej wypowiedzi: - On sobie może prywatnie lubić, co chce, ale nie wolno mu tego powiedzieć! U nas to się zaraz uzna, że on jest światowy człowiek. A wyobraźmy sobie, że z takim tekstem wyskoczyłby prezydent Francji. Telewizja, program pierwszy, a on mówi: "nie lubię francuskiej kuchni. Te przetłuszczone wątróbki... Jak myślę sobie, jak się ten drób męczył! I to kwaśne wino... Niedopieczone te pasztety... Ja tego nie lubię! Ja tylko sushi..." Toż on już na drugi dzień nie byłby prezydentem! Bo Francuzi, jak twierdzi, wszystko zniosą, ale nie krytykę własnej kuchni. A gdzie jesteśmy my, Polacy? Gdzie nasza narodowa duma? Kto z nas polegnie za dobre imię bigosu i schabowego z obsmażaną kapustą? Kto wyjdzie na ulice demonstrować przeciw spaghetti i bronić polskiej gęsiny czy baraniny, której najzwyczajniej w świecie wstydzimy się nawet sami przed sobą? Albo maszerować z transparentami: "Kocham dziki, nie świnie!" (...)
Jerzy Reszczyński
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz