Obywatel upomina się o interes Państwa. A co robi Państwo? Każe mu płacić za rozpatrzenie wniosku. Kuriozum? Nie. Norma.
Zaczęło się dawno, dawno temu od sprawy o stwierdzenie praw do spadku po rodzicach.
Ponieważ uprawnionymi do spadkobrania było trzech braci - nazwijmy ich Aleksander, Stanisław i Julian - sąd zadecydował, iż każdy z nich dziedziczy po jednej trzeciej spadku. W efekcie powstała współwłasność, którą faktycznie miał w posiadaniu Aleksander, co piszę na odpowiedzialność sędziego tarnobrzeskiego Sądu Rejonowego, który okoliczność tę potwierdził wyrokiem.
Zastrzeżenie jest o tyle istotne, że nie zgadza się z tym Julian, który twierdzi, że pomagał bratu w obrabianiu majętności, czując się jej współwłaścicielem.
W połowie roku 2013 do Sądu Rejonowego w Tarnobrzegu wpłynął pozew, w którym Aleksander wnosił o zasiedzenie spadkowej części braci. Głównie chodziło o Juliana, bo Stanisław zrzekł się swojej części wcześniej. W toku procesu Julian nie zdołał przekonać sędziego do swoich racji. Proces wygrał Aleksander.
Sąd orzekając zasiedzenie na rzecz Aleksandra i jego małżonki, jednocześnie zwolnił ich z kosztów sądowych, obciążając nimi Skarb Państwa. Oczywiście w oparciu o dostarczone dokumenty, z których wynikało, że są na tyle biedni i schorowani, że nie stać ich na podołanie finansowemu ciężarowi w wysokości 2 tysięcy złotych.
I właśnie ta okoliczność zbulwersowała Juliana, który nieźle orientując się w sytuacji majątkowej brata i bratowej, doszedł do wniosku, że oszukali sąd, który naiwnie uwierzył we wszystko, co mu napisali. Julian napisał pismo, w którym zaskarżył punkt wyroku dotyczący zwolnienia z opłat sądowych. Przedstawił w nim faktyczną sytuację materialną brata i bratowej, literalnie wyliczając składniki majątku, a nawet wskazując ich konkretne adresy.
Jeśli jednak liczył na sądową wdzięczność za ujawnienie oszustwa, to się srodze zawiódł, ponieważ tydzień później otrzymał sądowe postanowienie o odrzuceniu zażalenia z powodu przekroczenia terminu na jego wniesienia.
Trzeba przyznać, że w tym przypadku sąd strzelił gafę, bowiem mimo nazwania pisma zażaleniem, z jego treści jasno wynikało, że naprawdę jest to apelacja od części wyroku, a w takim przypadku o przekroczeniu terminu nie mogło być mowy. Okoliczności te Julian podniósł w kolejnym zażaleniu, a sąd łaskawie przyznał mu rację, wzywając jednocześnie do uzupełnienia braków formalnych, co skarżący się niezwłocznie uczynił.
Okoliczność ta spowodowała nadanie sprawie biegu, którą Julian natychmiast odczuł w postaci wezwania do opłaty 400 zł pod rygorem odrzucenia zażalenia. Tego już było Julianowi za wiele. Bo nie dość, że jego intencją była korekta sędziowskiego błędu o zwolnieniu z kosztów sądowych osób, które nabiły sąd w butelkę, a także wystąpienie w obronie obciążonego Skarbu Państwa, który sędzia naraził na niepotrzebny wydatek, to jeszcze ma za to zapłacić z własnej kieszeni! Skoro sąd był tak łaskawy dla brata i bratowej, to powinien z opłat zwolnić także jego.
Wychodząc z tego założenia machnął do sądu wniosek o zwolnienie go z konieczności opłaty za rozpoznanie apelacji. W odpowiedzi sąd wezwał go do uzupełnienia wniosku przez dołączenie stosownego formularza z informacjami o stanie rodzinnym, majątku oraz dochodach. Jeśli tego nie uczyni, jego apelacja nie zostanie przedstawiona sądowi wyższej instancji, czyli wszystko pozostanie po staremu. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz