- Gdy mocno wieje, jesteśmy przerażone. Nikt nie da nam gwarancji, że drzewa nie runą na nasz dom - mówi Zdzisława Rutkowska z Faliszowic (gmina Samborzec). Ona i jej córka, Danuta Nowak, od kilkunastu już lat zabiegają o to, aby potężne topole rosnące na sąsiedniej posesji zostały usunięte lub choćby przycięte. Problemem są kwestie własności działki. W tle jest konflikt rodzinny.
w papierowym i elektronicznym wydaniu
"Tygodnika Nadwiślańskiego":
0
0
0
0
0
0
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz