Kolejna handlowa wojna ogarnia Stalową Wolę. Nikt nie zliczy, która to już. Pewne jest jedno - że nie ostatnia. Teraz na udeptaną ziemię wkraczają bazarowi handlarze zajmujący się drobną "spożywką", owocami i warzywami.
W obronie swoich interesów mobilizują klientów, bo to przecież dla ich dobra oni się tak poświęcają. Nic dziwnego, że w parę godzin zebrali ponad sto podpisów poparcia. W takim tempie w trzy dni zdobędą tysiąc, albo i więcej. Przed wyborami z takim prężeniem muskułów trzeba się liczyć.
Handlarze dostali od prezydenta propozycję nie do odrzucenia: albo handel się ucywilizuje, albo zostanie stąd pogoniony na cztery wiatry, a teren sprzedany. Zdecydowali się więc na zastąpienie archaicznych pawiloników RESKO nowocześniejszym obiektem. Miałby on mieć postać, jak to pogardliwie określają przeciwnicy tego pomysłu, "blaszaka", i stanąć mniej więcej tu, gdzie obecnie jest coś w rodzaju lasku, na zachód od Hali Targowej. Ta hala, pod której budowę miasto wydzierżawiło już kupcom teren na 30 lat, ma zapewnić znacznie lepsze niż dotychczas warunki i handlującym, i nabywcom. I jako-tako ma korespondować z otoczeniem: wypasioną galerią "Prima" po drugiej stronie ulicy i odmłodzoną pod względem wizerunkowym Halą Targową "Społem" PSS.
Niedawno okazało się, że plany magistratu są jeszcze ambitniejsze, i że dokonuje się hal rozmnożenie. Niezależnie od tej dla kupców od RESKO miałaby stanąć po sąsiedzku druga, dla tych od artykułów spożywczych. Część zainteresowanych upiera się, że po raz pierwszy o tym usłyszała, kiedy prace były już poważnie zaawansowane, że nikt ich o zdanie nie pytał itd.
Tego nie uda się dziś jednoznacznie rozsądzić, czy tak faktycznie było, czy tylko kupcy chcą się wykreować na ofiary jakiegoś spisku. Faktem jest, że aby hala mogła powstać, wpierw trzeba było formalnie udostępnić teren stowarzyszeniu przyszłych inwestorów, wydłużając - na ich wniosek - okres dzierżawy do 30 lat. A więc - wypowiedzieć umowy tym, którzy na tym terenie handlują dziś na straganach.
A ci nie chcą się dać ruszyć. Twierdzą, że wypowiedzenie umów to cios w podstawy ich egzystencji, to pozbawienie ich jedynego źródła utrzymania. Ich, upierają się, nie stać na wywalenie po kilkadziesiąt tysięcy na boksy w nowej hali, gdzie metr kwadratowy powierzchni ma kosztować od 1 do 4 tysięcy. Zresztą, dowodzą, kogo stać? Obecnie na bazarze ma według nich handlować około 200 drobniutkich kupców, tymczasem do budowy hal przymierza się raptem 30. Większość, bo 17 lub 18, to ci od RESKO, ale 12 to członkowie "Zieleniaka", stowarzyszenia zawiązanego dla obrony interesów tej właśnie grupy. Więc "zieloni", ale niekoniecznie z "Zieleniaka", domagają się, aby miasto wypowiedzenia cofnęło i pozostawiło wszystko jak jest. (...)
Jerzy Reszczyński
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz