Zamknij

Historia niemocy

08:00, 02.01.2013 TN Aktualizacja: 10:27, 09.01.2013
Skomentuj

krowyStado krów z Zaleszan jest nie do zatrzymania.  Kilka razy wstrzymało ruch na drodze krajowej  nr 77, a nawet unieruchomiło pociąg na trasie Sandomierz - Stalowa Wola. Mrożące krew w żyłach opowieści o stadzie dzikich krów  grasujących w gminie Zaleszany stają się częścią legendy  Puszczy Sandomierskiej.

Przy okazji dowiadujemy się, jak  nasze państwo potrafi szanować święte prawo własności,  i jak przy tym nie radzi sobie ze społeczną anomalią. Ta  sprawa obnaża również mechanizm "przerzucania gorącego kartofla", czyli metody polegającej na odsuwaniu przez  urzędników - na zasadzie "nie ja, może kolega" - rozstrzygnięcia problemu. Poniżej przedstawiamy "dialog na kwity" pomiędzy instytucjami odpowiedzialnymi za sprawy ładu publicznego  i bezpieczeństwa sanitarnego w powiecie Stalowa Wola.

W piśmie z 31 lipca 2012 r. radny powiatu Tadeusz  Samołyk informuje starostę stalowowolskiego, że mieszkańcy miejscowości Turbia i Pilchów w gminie Zaleszany  proszą o pomoc w rozwiązaniu problemu ze stadem krów,  które "wolno puszczone, niszczą uprawy rolne, ogrodnicze,  a także stwarzają zagrożenie dla ludzi, a szczególnie dzieci.  Taki stan trwa już od dłuższego czasu i próby perswazji do  właścicielki krów (mieszkanki Turbi) nic nie pomagają".  Radny prosi starostę o interwencję, gdyż miejscowy wójt  i sołtysi są w tej sprawie bezradni.

Reakcja starosty jest natychmiastowa. 2 sierpnia br. Robert  Fila informuje radnego Samołyka o podjęciu działań w sprawie rozwiązania problemu "wolno poruszającego się bydła"  i skierowaniu przez niego pism do komendanta powiatowego  policji i inspektora weterynarii w Stalowej Woli.  Starosta prosi policję o informacje dotyczące stanu  bezpieczeństwa mieszkańców oraz "ewentualne podjęcie  zdecydowanych działań mających na celu wyeliminowanie  zagrożenia w ramach posiadanych kompetencji". W piśmie do inspekcji wyraża zainteresowanie stanem bezpieczeństwa mieszkańców pod kątem weterynaryjnej ochrony  zdrowia publicznego oraz przestrzegania przez właścicielkę  przepisów o ochronie zwierząt.

Patrząc na sprawę z dystansu, wydaje się, że obie instytucje ogarniają problem z imponującym pośpiechem  i nadzwyczajną starannością. Już 10 sierpnia br. powiatowy lekarz weterynarii w Stalowej Woli, Tadeusz Curyło,  kieruje do starosty obszerne pismo, w którym ujawnia, że  o stadzie bydła "w chowie wolnym" inspekcja weterynarii  wie od dawna. Okazuje się więc, że 10 sztuk zwierząt zarejestrowanych w ARiMR jest zdrowe i w dobrej kondycji,  a także regularnie monitorowane, i posiada "status urzędowy wolności" od chorób.

Pewien problem, jak zauważa  inspektor, jest w tym, że stado krzyżuje się pomiędzy sobą,  co powoduje wykształcenie się specyficznych cech, jak niska  produkcyjność mleka, duża odporność na zachorowania  i bardzo dobra umiejętność wykorzystywania przez zwierzęta dostępnej paszy, co po prostu oznacza, że potrafi ono  bez żadnych trudności korzystać z cudzych łąk, pól i innych  źródeł pokarmu. (...)

Piotr Niemiec

Więcej w papierowym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%