Stado krów z Zaleszan jest nie do zatrzymania. Kilka razy wstrzymało ruch na drodze krajowej nr 77, a nawet unieruchomiło pociąg na trasie Sandomierz - Stalowa Wola. Mrożące krew w żyłach opowieści o stadzie dzikich krów grasujących w gminie Zaleszany stają się częścią legendy Puszczy Sandomierskiej.
Przy okazji dowiadujemy się, jak nasze państwo potrafi szanować święte prawo własności, i jak przy tym nie radzi sobie ze społeczną anomalią. Ta sprawa obnaża również mechanizm "przerzucania gorącego kartofla", czyli metody polegającej na odsuwaniu przez urzędników - na zasadzie "nie ja, może kolega" - rozstrzygnięcia problemu. Poniżej przedstawiamy "dialog na kwity" pomiędzy instytucjami odpowiedzialnymi za sprawy ładu publicznego i bezpieczeństwa sanitarnego w powiecie Stalowa Wola.
W piśmie z 31 lipca 2012 r. radny powiatu Tadeusz Samołyk informuje starostę stalowowolskiego, że mieszkańcy miejscowości Turbia i Pilchów w gminie Zaleszany proszą o pomoc w rozwiązaniu problemu ze stadem krów, które "wolno puszczone, niszczą uprawy rolne, ogrodnicze, a także stwarzają zagrożenie dla ludzi, a szczególnie dzieci. Taki stan trwa już od dłuższego czasu i próby perswazji do właścicielki krów (mieszkanki Turbi) nic nie pomagają". Radny prosi starostę o interwencję, gdyż miejscowy wójt i sołtysi są w tej sprawie bezradni.
Reakcja starosty jest natychmiastowa. 2 sierpnia br. Robert Fila informuje radnego Samołyka o podjęciu działań w sprawie rozwiązania problemu "wolno poruszającego się bydła" i skierowaniu przez niego pism do komendanta powiatowego policji i inspektora weterynarii w Stalowej Woli. Starosta prosi policję o informacje dotyczące stanu bezpieczeństwa mieszkańców oraz "ewentualne podjęcie zdecydowanych działań mających na celu wyeliminowanie zagrożenia w ramach posiadanych kompetencji". W piśmie do inspekcji wyraża zainteresowanie stanem bezpieczeństwa mieszkańców pod kątem weterynaryjnej ochrony zdrowia publicznego oraz przestrzegania przez właścicielkę przepisów o ochronie zwierząt.
Patrząc na sprawę z dystansu, wydaje się, że obie instytucje ogarniają problem z imponującym pośpiechem i nadzwyczajną starannością. Już 10 sierpnia br. powiatowy lekarz weterynarii w Stalowej Woli, Tadeusz Curyło, kieruje do starosty obszerne pismo, w którym ujawnia, że o stadzie bydła "w chowie wolnym" inspekcja weterynarii wie od dawna. Okazuje się więc, że 10 sztuk zwierząt zarejestrowanych w ARiMR jest zdrowe i w dobrej kondycji, a także regularnie monitorowane, i posiada "status urzędowy wolności" od chorób.
Pewien problem, jak zauważa inspektor, jest w tym, że stado krzyżuje się pomiędzy sobą, co powoduje wykształcenie się specyficznych cech, jak niska produkcyjność mleka, duża odporność na zachorowania i bardzo dobra umiejętność wykorzystywania przez zwierzęta dostępnej paszy, co po prostu oznacza, że potrafi ono bez żadnych trudności korzystać z cudzych łąk, pól i innych źródeł pokarmu. (...)
Piotr Niemiec
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz