Oszukani, rozżaleni, przerażeni - tak czują się ludzie, w większości mieszkańcy Tarnobrzega, którzy padli ofiarą przekrętów właściciela miejscowej firmy, zajmującej się sprzedażą i wymianą okien. Mężczyzna bez ich wiedzy, fałszując podpisy i inne dokumenty, zaciągał na nich kredyty.
W gronie kilkudziesięciu poszkodowanych są jego przyjaciele oraz znajomi, którzy uznawali go za uczciwego człowieka. - To był chłopak do rany przyłóż. Zawsze służył pomocą, angażował się w życie parafii, można było na niego liczyć. Spotykaliśmy się niemal każdego dnia, zapraszał nas na uroczystości rodzinne - wspomina jedno z poszkodowanych małżeństw.
- Za to, że tak nas oszukał, nie chcemy mieć z nim nic wspólnego. W głowie się nie mieści, co ten chłopak nawyrabiał. Najpierw zaciągnął kredyt na męża, potem na mnie, a na końcu na naszego syna, na prawie 40 tysięcy złotych - denerwuje się pani Elżbieta. - Ile nocy ja nie przespałam, kiedy zaczęły do mnie przychodzić monity z banku, że od kilku miesięcy nie spłacam rat. Potem ciągle pracownicy banku dzwonili i upominali się o pieniądze. Na szczęście, to wszystko zostało zablokowane, przynajmniej na razie - dodaje kobieta.
Przyjaciel rodziny, bo tak nasi rozmówcy nazywali mężczyznę, nie miał wobec nich skrupułów. Nie liczył się z tym, że głównym źródłem ich utrzymania jest jedna emerytura, że ich syn stracił pracę, a pani Elżbieta ma za sobą ciężką chorobę.
- Wszystko zaczęło się sześć lat temu od tego, że chcieliśmy kupić od niego samochód. Nie mieliśmy gotówki, więc trzeba było pomyśleć o kredycie. Gdy on o tym usłyszał, zadeklarował swoją pomoc. Błyskawicznie załatwił kredyt, ja podpisałem podsunięte przez niego dokumenty. Co ciekawe, pieniędzy do ręki nie dostałem, bo automatycznie zostały one przelane na jego rachunek. Pożyczkę spłacałem, a tu nagle okazało się, że mam też zaciągniętą kolejną, w innym banku. Wziąłem te papiery i od razu z nim się skontaktowałem. Tłumaczył, że bank, który początkowo odmówił mi udzielenia kredytu, w późniejszym czasie przyznał go, a pieniądze przelał na jego konto. Uspokoił mnie, że spłaci zadłużenie - wspomina pan Andrzej.
Widząc, że firma okienna znajomego prosperuje dobrze, a on nie narzeka na finanse, pani Ela zwróciła się do niego z prośbą o pożyczenie tysiąca złotych. Przedsiębiorca znów wykazał się "dobrą wolą" i pomógł kobiecie załatwić kasę.
- Podpisałam jakieś dokumenty, tylko poprosiłam go, by nie brał na mnie żadnej innej pożyczki, tak jak w przypadku męża. Zaczął przysięgać, że nic takiego nie zrobi. Raty spłacałam co miesiąc. W kwietniu br. zadzwoniła do mnie pani z banku Meritum i poinformowała mnie, że mam zaległości. Co ciekawe powiedziała mi, że jeśli nie spłacę zobowiązań, będą one pobierane z mojej pensji. Aż przyklęłam ze zdziwienia, bo przecież ja od dwudziestu lat nie pracowałam! Wtedy okazało się, że nasz przyjaciel znów nas naciągnął, choć oczywiście nie czuł się winny. Zwodził mnie, że spłaci zadłużenie, kiedy zaczęliśmy go straszyć prokuraturą - opowiada pani Elżbieta. (...)
Monika Stojowska
więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz