Podczas, gdy jedni rozdają jabłka na ulicach, inni próbują owoce, jak zawsze, sprzedawać. Unijna pomoc dla sadowników, którzy cierpią przez rosyjskie embargo, rykoszetem uderza w drobnych producentów i handlowców. Nie da się pogodzić wszystkich racji.
Na tarnobrzeskim targowisku wciąż można spotkać kupców, którzy handlują tylko i wyłącznie jabłkami. Pracy jednak mają niewiele. W ostatnich tygodniach na poszczególnych osiedlach miasta, a także na terenie okolicznych gmin, rozdano za darmo setki ton tych owoców.
Na początku ludzie niemal bili się o skrzynki z jabłkami, a szczelnie wypełnione nimi TIR-y opróżniano w pół godziny. W internecie można znaleźć film, na którym mieszkańcy Grębowa tłoczą się przy ciężarówce i dosłownie wyrywają sobie skrzynki.
Po kilku dniach rozdawnictwo jabłek stało się jednak tak powszechne, że przestało budzić emocje wśród mieszkańców naszego regionu. Kupcy handlujący tymi owocami na targowisku bezsilnie rozkładają ręce. Jak mówią - pomagając jednym, krzywdzi się innych. Na unijnej pomocy korzystają bowiem głównie ci sadownicy, którzy produkują jabłka na masową skalę, tracą natomiast "mali", którzy bazują na lokalnym rynku.
- Robią nam krzywdę. Nie jestem przeciwko pomocy dla producentów jabłek, ale powinny być one dostarczane za darmo do szkół, przedszkoli czy szpitali, a nie rozdawane na ulicach - mówi Stanisław Kukiełka, hodowca jabłek spod Sandomierza. - Przed chwilą przechodził tędy znajomy. Zaproponowałem mu, żeby kupił trochę jabłek. Wziął. Ale jak daje się ludziom jabłka za darmo, to po co mają do mnie przychodzić. No, ale stoją tutaj, bo co mam z tym zrobić?
Leopold Bednarski z Tarnobrzega mówi, że gdy jabłek nie rozdawano na ulicach, sprzedawał ich pięć razy więcej. W dniu, w którym rozmawialiśmy, przez pierwsze trzy godziny nie sprzedał ani kilograma. - Dzwoniłem do brata do Szczecina, to mówił mi, że tam jabłka są po 3,50 za kilogram. Ode mnie pierwszy raz usłyszał o jakimś rozdawaniu jabłek. Dlaczego nie wozi się ich w inne regiony kraju, tylko zalewa się nasz rynek? Przecież tutaj jest masa sadowników i każdy chce zarobić. A dochodzi do takich paradoksów, że sadownikom do domów przywozi się jabłka, które do banków żywności oddali inni - mówi. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
tarnobrzeżanin14:08, 08.04.2015
0 0
Te jabłka otrzymane za darmo są sprzedawane!!! Tyle "pożytku" z tego pomysłu. Rozdawane w kościołach tez sa sprzedawane. 14:08, 08.04.2015