Perypetie z wyborem dyrektora sandomierskiego Muzeum Okręgowego zaczynają bulwersować współfinansujących placówkę. Są nawet groźby wyjścia z grona podmiotów prowadzących. Burmistrz JERZY BOROWSKI obaw nie podziela i zapowiada kolejną edycję konkursu na dyrektorski stołek.
Odkąd sandomierski samorząd przejął od starosty obowiązki administratora placówki, było wiadomo, że dni dotychczasowego dyrektora Pawła Różyły są policzone. Dyrektor nie był pupilem burmistrza Jerzego Borowskiego, który zarzucał mu niekompetencję i brak wizji pracy placówki. Dyrektora więc odsunięto, a czasowe kierowanie muzeum powierzono dotychczasowej głównej księgowej Ewie Słotwińskiej. Teoretycznie na okres 3-4 miesięcy, bowiem tyle miało zająć ogłoszenie konkursu i wyłonienie nowego dyrektora. Okazało się jednak, że okres tymczasowości solidnie się wydłużył. Ogłoszony pod koniec ubiegłego roku konkurs nie odbył się, bo żaden z kandydatów nie spełniał wymogów.
Kolejny ogłoszono pod koniec maja bieżącego roku i z zapowiedzi wynikało, że najdalej do 15 sierpnia placówka będzie miała dyrektora. Biorąc pod uwagę, iż w konkursowe szranki stanęło aż 8 kandydatów, wydawało się, że komisja będzie miała z czego wybierać.
Pierwszy etap zakończył się odsiewem - ze względów formalnych - sześciu kandydatów, a dwóch pozostałych komisja miała przesłuchać 28 sierpnia. Ale nie przesłuchała, bo konkurs został unieważniony. Argumenty zawiera cytat z zarządzenia burmistrza z 18 sierpnia br.: "Unieważnia się postępowanie konkursowe (...) z powodu niezakończenia w przewidzianym terminie postępowania konkursowego".
Decyzja o tyle zaskakująca, że niemal do końca władze miasta zapewniały, że po odsiewie w pierwszym etapie większości kandydatów, z pozostałych dyrektor zostanie wyłoniony. Wiceburmistrz Ewa Kondek tłumaczyła, że wszystko przez zastrzeżenia prawników, którzy stwierdzili, że zgodnie z przepisami konkurs powinien się był zakończyć 15 sierpnia br., a przedłużenie postępowania nie jest zgodne z prawem.
Burmistrzowska decyzja wywołała konsternację partnerów. Dyrektor Departamentu Promocji, Edukacji, Kultury, Sportu i Turystyki Świętokrzyskiego Urzędu Marszałkowskiego nazwał ją formalnym kuriozum, marnotrawieniem czasu kandydatów oraz publicznych pieniędzy. Zapowiedział nawet, że możliwe jest wypowiedzenie umowy o współprowadzenie Muzeum Okręgowego, bo skoro władze miasta nie szanują partnerów i robią, co chcą, to właściwe wydaje się być podziękowanie za współpracę.
Przypomniał, że odwołując dyrektora Pawła Różyłę, burmistrz także nie raczył decyzji tej skonsultować z partnerami: - Wygląda na to, że nasze partnerstwo ogranicza się do przekazywania pieniędzy, ale my się na to nie zgadzamy. Poza tym nie słyszałem o sytuacji, aby przez półtora roku placówka nie miała dyrektora. Okoliczność ta świadczy, że albo instytucja prowadząca nie jest właściwie przygotowana do sprawowania tej funkcji, albo z jakichś względów celowo opóźnia powołanie kierownika placówki. Mam wrażenie, że ostatnia decyzja burmistrza ma związek z wyborami.
Dyrektor Jacek Kowalczyk potwierdził, że urząd otrzymał pismo burmistrza w sprawie rozpisania kolejnego konkursu i określił warunki, jakie powinni spełniać kandydaci, ale w świetle poprzednich burmistrzowskich poczynań do tego rodzaju informacji należy podchodzić z rezerwą. - Nie przesądzając o wynikach wyborów samorządowych, mam nadzieję, że jeśli burmistrz Jerzy Borowski wygra, kadencja wystarczy mu na zorganizowanie konkursu i wyłonienie dyrektora.
Starostwo zachowało milczenie, ale w sposób dający do zrozumienia dezaprobatę, którą jeden z prominentnych urzędników - zastrzegł anonimowość, nie chcąc nadwątlać i tak enigmatycznych stosunków - podkreślił machnięciem ręki.
Starosta Stanisław Masternak także potwierdził otrzymanie pisma burmistrza z informacją o warunkach nowego konkursu, ale na razie starostwo nie zajęło stanowiska. Na pierwszy rzut oka kontrowersje budzi obniżenie wymagań wobec kandydatów. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz