Nazwa "obwodnica" straciła w Sandomierzu rację bytu i chyba trwa jedynie na prawach reliktu z przeszłości. Bo, chociaż faktycznie odciąża ulice wiodące przez centrum miasta, kierując ruch ciężkich pojazdów z daleka od Starego Miasta, w rzeczywistości stała się zwyczajną miejską ulicą ze wszystkimi tego konsekwencjami.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku sandomierska obwodnica mogła być powodem do dumy, bo podobne rozwiązania komunikacyjne były wtedy ewenementem. A już tym bardziej w miastach podobnej wielkości, gdzie główne trasy komunikacyjne wiodły przez środek miasta.
W przypadku Sandomierza powodem wyprowadzenia ruchu była oczywiście dbałość o stan Starego Miasta, które, po dramacie związanym z osuwaniem się skarpy i jego kosztowną odbudową, stanowiło obiekt zbyt cenny, aby ryzykować nadmierne wstrząsy. Spore problemy nastręczały sprawy pozyskania gruntów, ale w ówczesnej rzeczywistości wywłaszczenia były dużo łatwiejsze.
W każdym razie otwarcie sandomierskiej obwodnicy znalazło się w kronice filmowej i na czołówkach ogólnopolskich gazet, przyczyniając się do wzrostu popularności miasta. W latach dziewięćdziesiątych, głównie dzięki staraniom - o czym się dziś nie pamięta - byłego posła Jerzego Jaskierni, przebudowano ulicę Żwirki i Wigury, robiąc z niej arterię komunikacyjną z prawdziwego zdarzenia.
A mogło być jeszcze lepiej, ponieważ w oryginalnym projekcie był zarówno ślimak wjazdowo-zjazdowy na ulicę Zawichojską, jak i podziemne przejście na plac targowy. Plany pokrzyżował brak środków. A szkoda, bo już obecnie w godzinach szczytu przy skrzyżowaniu z ulicą Zawichojską tworzą się solidne korki.
Nowa arteria jest jednak rozwiązaniem cząstkowym, ponieważ po minięciu skrzyżowania z drogą na Lublin, ulica zwęża się i zaczynają się problemy. Kolejnym etapem odkorkowywania Sandomierza była budowa nowego mostu, który w połączeniu ze starym miał optymalnie ułatwić przeprawę przez Wisłę. Tyle tylko, że stary rychło zamknięto celem przeprowadzenia remontu, który wciąż się odwleka. Podobnie jak projektowana Lwowska bis, która miała być zwieńczeniem inwestycji drogowych. Przygotowano projekt, wykupiono grunty i... nic się nie dzieje.
I jeszcze długo nie będzie, bo brak środków. Przez dłuższy czas obwodnica istotnie spełniała swoje zadanie. Ale zarówno gwałtowny wzrost liczby pojazdów, jak i rozwój przydrożnej infrastruktury sprawiły, iż obwodnica zamieniła się w zwyczajną miejską ulicę z całym "dobrodziejstwem" codziennych dolegliwości.
Szczególnie na odcinku od skrzyżowania z ulicą Lubelską do ulicy Ożarowskiej ruch jest tak duży, że w godzinach szczytu jedzie się tu z prędkością 10-20 km/godz. Jeśli samo skrzyżowanie z ulicą Lubelską - sygnalizacja świetlna - jest dość płynne i bezpieczne, o tyle jednym z newralgicznych punktów jest skrzyżowanie z wjazdem do szpitala oraz sklepu Avans, a świadectwem problemów są stosunkowo częste wypadki. Problem w tym, iż jadące od szpitala pojazdy, z powodu dużego ruchu na obwodnicy, mają problem z włączeniem się do ruchu i wykorzystując każdą przerwę, usiłują wyjechać na drogę główną. Nie zawsze dobrze oceniając szanse. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz