Zamknij

Mucha w cukiernicy

09:29, 29.07.2015 TN Aktualizacja: 09:31, 29.07.2015
Skomentuj

Arnold Szyfman (na zdjęciu) - wybitny reżyser i twórca Teatru Polskiego w Warszawie, przez wiele wojennych miesięcy ukrywał się w Czyżowie Szlacheckim koło Zawichostu. Zagrożony aresztowaniem artysta, na Sandomierszczyźnie znalazł bezpieczny azyl. Swoje  okupacyjne  przeżycia  Szyfman opisał  po  latach  w  znakomitej  książce wspomnieniowej "Moja tułaczka wojenna".

Przez jej karty często przewijają się znajomo brzmiące nazwy miejscowości i nazwiska osób związanych z naszym regionem.

Urodzony w Ulanowie na Podkarpaciu Arnold  Szyfman  jeszcze  za  życia  stał  się legendą  teatru.  Sam  nie  występował  na scenie,  rzadko  zdarzało  mu  się  również reżyserować  spektakle,  ale  jego  pomysły inscenizacyjne przeszły do historii.

Szczególnie rozmiłowany był w monumentalnych widowiskach i takie grane były od samego początku na scenie Teatru Polskiego w Warszawie, założonego przez Szyfmana w 1913 roku. Młody jeszcze, bo 31-letni wówczas, dyrektor  świeżo  powołanej  placówki  zdołał zgromadzić  wokół  siebie  grono  utalentowanych artystów, których nazwiska albo już zaczynały wiele znaczyć, albo w przyszłości stać się miały bardzo głośne. Leon Schiller, Aleksander Zelwerowicz, Kazimierz Junosza-Stępowski, Stefan Jaracz - to tylko niektóre spośród nich. Kobiecą  gwiazdą  Teatru  Polskiego była Maria Przybyłko-Potocka, prywatnie żona Szyfmana.

Wraz z napaścią hitlerowskich Niemiec na Polskę, dla rodziny dyrektora zaczęła się trudna do wyobrażenia gehenna. Szyfman zagrożony  był  w  dwójnasób -  jako  osoba  pełniąca  ważną funkcję,  a  przy  tym  zasłużona dla  polskiej  kultury.  Do  tego samo nazwisko, jak się wkrótce okazało, miało sprawić mu niemało kłopotów. Gestapowcy kilkakrotnie pytali go, dlaczego nie nosi opaski z gwiazdą Dawida? Odpowiadał zawsze tak samo: generalny gubernator może wydawać różne zarządzenia, ale sprawa mojej narodowości, moich uczuć, mojej wiary i moich myśli należy wyłącznie do mnie.

Jedno  z  wezwań  na  Aleję  Szucha  zakończyło  się  aresztowaniem  dyrektora Szyfmana.  W  celi  spędził  kilka  miesięcy. Wyszedł w końcu na wolność, było jednak oczywiste,  że  Warszawa  przestała  być  dla niego  miejscem  bezpiecznym.  Zrodził  się pomysł  ucieczki  za  granicę.  W  ostatniej chwili dyrektor zrezygnował z tej propozycji - szczęśliwie, jak się okazało, bo pozostali członkowie grupy przeprawiającej się przez góry  zostali  zatrzymani  przez  niemiecką żandarmerię.

Jesienią 1940 roku przemieszkiwał Szyfman przez pewien czas u Jarosława Iwaszkiewicza w Podkowie Leśnej. W październiku przeżył śmierć ojca. W obawie przed ponownym  aresztowaniem  zaczął  używać nazwiska - Adam Spławski. W stolicy i jej okolicach taka konspiracja odnosiła jednak mizerny skutek, bowiem był postacią zbyt dobrze  znaną.  Pożądanym  stał  się  wyjazd gdzieś na prowincję, gdzie bez obaw można było legitymować się nowymi personaliami. Niebawem nadarzyła się ku temu okazja. (...)

Rafał Staszewski

Więcej w papierowym oraz elektronicznym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%